Herbaciane pola Cameron Highlands (Malezja)

Kto by zabierał ze sobą na krótki wypad do Malezji ciepłe ubrania? Oczywiście mamy takie ze sobą, bo wyjeżdżając z zimnej Polski trzeba było zadbać o to, żeby nie z(a)marznąć. Ale przed wyjazdem z Cebu chcieliśmy być sprytni i jeden plecak (m.in. z ciepłymi rzeczami) zostawiliśmy na przechowanie. Błąd, ale niedoświadczeni turyści nie pomyśleli, że temperatura (i pogoda) na wysokości 1500-1600 m.n.p.m. będzie zgoła inna niż w Kuala Lumpur czy też na plaży. Oczywiście ten "ziąb" to 20 stopni w ciągu dnia, a 17 nad ranem, ale po dwóch miesiącach wygrzewania się w filipińskim słońcu czuliśmy się jak mieszkańcy tropików rzuceni wczesną wiosną nad Bałtyk i nie pogardzilibyśmy przeciwdeszczową kurtką (pogoda w górach zmienna jak kobieta - pardon drogie feministki za ten wtręt - i po raz pierwszy od wyjazdu kurtka mogłaby być w użyciu).
Ale i w bluzie dało się przeżyć, a niesamowite krajobrazy (plus rewelacyjna kuchnia) wynagrodziły wszelkie niedogodności.


Cameron Highlands to popularna wśród turystów "miejscówka" w Malezji. Górski region położony ok. 4 godziny jazdy od Kuala Lumpur (bardzo dobrze skomunikowany) jest praktycznie obowiązkowym punktem podczas wyprawy do Malezji. Do zaoferowania ma wiele: dla miłośników trekkingu cudne szlaki o zróżnicowanym poziomie trudności, dla chcących podziwiać piękne krajobrazy zorganizowane wycieczki po okolicy, podczas których można nacieszyć oczy widokiem herbacianych pól, dla tych, którzy przegapili w Polsce sezon truskawkowy - możliwość skosztowania tych przepysznych owoców przez cały rok, a ci, którzy zmęczeni są żarem tropików, znajdą wytchnienie w odrobinę ostrzejszym, górskim klimacie.


Podróż z Kuala Lumpur do Cameron Highlands zaczyna się dla większości na dworcu autobusowym Pudu Sentral, położonym w centrum miasta na skraju chińskiej dzielnicy. Odjeżdżają stąd codziennie liczne autobusy różnych przewoźników (bardzo komfortowe, 3 miejsca w rzędzie, dużo miejsca na nogi - naprawdę nietypowo jak na Azję), które po dwóch godzinach jazdy autostradą rozpoczynają trwającą kolejne 2 godziny wspinaczkę w górę wąskimi i krętymi drogami. Dla tych, którzy cierpią na chorobę lokomocyjną nie będzie to najlepsze doświadczenie w życiu, ale naprawdę warto się przemęczyć, chociaż woreczek i tabletka-ogłupiacz mogą być przydatne. Szczególnie, jeśli ktoś dodatkowo postanowi w autobusie konsumować duriana. Wierzcie mi, smród duriana (jeśli to król owoców to nie chciałbym wąchać pazia...) w połączeniu z rzucaniem po autobusie na zakrętach to kiepska mieszanka nawet dla najtwardszych twardzieli. Nie dziwię się, czemu w większości miejsc publicznych znajdują się tabliczki z zakazem wnoszenia duriana...
Na miejscu warto rozejrzeć się za zorganizowaną wycieczką. Opcji jest mnóstwo - autobus, van, samochody terenowe, pół dnia, cały dzień - w zależności od planów i preferencji. Wszystko dostępne jest od ręki na miejscu, nie trzeba nic rezerwować, chyba że ktoś chce przepłacić za bycie zapobiegliwym i wcześniejszą rezerwację.
My pojechaliśmy z większą grupą autobusem, a program wycieczki po okolicy obejmował:
Farmę motyli i innych lokalnie występujących gatunków zwierząt


Wyprawę na plantację herbaty (wraz z fabryką), gdzie oprócz pięknej panoramy na górskie zbocza porośnięte herbacianymi krzewami można skosztować naprawdę dobrego naparu (i smakuje zdecydowanie lepiej niż Lipton z torebki ;) Jedyne czego żałujemy, to to, że fabryka była akurat zamknięta na czas konserwacji i proces powstawania herbaty oglądaliśmy tylko na wystawie. Szkoda.




Ogród różany

Farmę pszczół z degustacją różnych rodzajów miodu (w tym od pszczół podobnych do niewielkich much, żyjących tylko w tropikalnym klimacie)

Plantację (doniczkową) truskawek (gdzie można truskawki zbierać własnoręcznie, ale cena tej  atrakcji jest - powiedzmy sobie delikatnie - mocno turystyczna)
Buddyjską świątynię


Wszystko to w ciągu trochę ponad pół dnia, tak, by dało się jeszcze złapać popołudniowy autobus powrotny do Kuala Lumpur. Szczegółowe opisy nie będą miarodajne, ponieważ te miejsca po prostu trzeba zobaczyć.
Cameron Highlands urzekło nas swoim naturalnym pięknem. Dla większości osób to miejsce do zatrzymania się przejazdem, na jeden lub dwa dni, a tak naprawdę to uroczy, niezwykle bogaty w atrakcje region, w którym można bez problemu "zgubić się" na tydzień lub dwa.
Więcej widoków z Cameron Highlands w galerii.
Informacje praktyczne:
Dojazd z Kuala Lumpur - autobusem z dworca Pudu Sentral. Bilety do kupienia w kasach przewoźników na górnym poziomie dworca (nie sposób nie znaleźć, mnóstwo "naganiaczy") lub przez internet na stronie http://www.busonlineticket.com/ (cena ta sama, 35 ringgitów czyli ok. 35 zł); autobus klimatyzowany, 3 miejsca w rzędzie, dużo miejsca na nogi. Podróż trwa ok. 4 godzin
Noclegi - chcąc zarezerwować coś z wyprzedzeniem trzeba zapłacić spore pieniądze (sprawdzaliśmy popularne serwisy rezerwacyjne). Najlepiej dojechać na miejsce, po przyjeździe można spotkać wielu "naganiaczy", którzy oferują noclegi. Miejscowość jest nieduża, więc z każdego miejsca wszędzie jest blisko. Ceny od 60 do 80 ringgitów za "dwójkę"
Wycieczki na miejscu - my korzystaliśmy z biura CS Travel (zarówno na podróże z i do Kuala Lumpur oraz objazd po regionie). Śmiało możemy polecić: komfortowo, sprawnie, z dobrym przewodnikiem
Jedzenie - przez centrum miejscowości ciągnie się jeden długi foodcourt z kilkudziesięcioma knajpkami z różnorodnym jedzeniem. Wybór ogromny (kuchnia malajska, południowo-indyjska), wszystko smaczne i w sumie dość tanie. Dostępne są dobrze zaopatrzone sklepy
Skomunikowanie - dostępne są regularne połączenia do Kuala Lumpur, ale również do innych popularnych miejsc w Malezji, np. na wyspę Penang, do parku Taman Negara, czy bezpośrednio na lotnisko KLIA. Rozkłady i ceny można sprawdzić na stronie wspomnianej w sekcji "dojazd"


Komentarze

Łączna liczba wyświetleń