Singapur, czyli Miasto Lwa

Singapur to skrawek lądu położony tuż za południowym krańcem Półwyspu Malajskiego, graniczący poprzez wąską cieśninę od północy z Malezją. Jedno z najbogatszych państw w Azji (a co za tym idzie także najdroższych). Walczące z morzem o każdy, najmniejszy skrawek lądu. Wysoko rozwinięte, zaskakujące ilością wieżowców, ale też zielenią, która - bardzo wypielęgnowana - ma dać wytchnienie mieszkańcom, kiedy chcą pobyć bliżej natury. Nazwa tego państwa-miasta pochodzi od sanskryckich słów singa (lew) i pura (miasto). Witajcie zatem w Mieście Lwa!


Ok, mały rudy Lew, mimo że pewnie by chciał, symbolem Singapuru (przynajmniej jeszcze) nie jest. Jest nim za to...

... Merlion, stojący dumnie na brzegu z panoramą wieżowców w tle, stanowiąc jeden z symboli i jedną z atrakcji Singapuru
Nasza wizyta w Singapurze miała charakter dość przypadkowy; ot, szukaliśmy biletów do Cebu i tak się trafiło, że najbardziej pasował nam ten z Singapuru. A że Singapur jest "rzut kamieniem" od Kuala Lumpur (no, prawie), to postanowiliśmy przy okazji zahaczyć o to miasto. I dementujemy plotki: wcale nie chodziło o to, że w Singapurze znajduje się park rozrywki Universal Studios. Nie miało to żadnego znaczenia. Wcale ;)
Do Singapuru przyjechaliśmy nocnym pociągiem z Kuala Lumpur. Minusem takiej podróży jest to, że przegapia się widoki zza szyby, ale możliwość przespania kilkugodzinnej podróży w komfortowych kuszetkach jest ogromnym plusem. Pociąg dojeżdża do granicznej miejscowości po stronie Malezji. Tutaj odprawa paszportowa, przesiadka na pociąg wahadłowy i po kilku minutach znajdujemy się w terminalu imigracyjnym. Wszystko idzie sprawnie (ale że w takim nowoczesnym kraju wymagają wypełniania karteczki?) i po chwili można legalnie postawić stopę na singapurskiej ziemi. W tym miejscu przestrzegamy przed limitami celnymi: przy przyjeździe do Singapuru ocleniu podlegają wszystkie papierosy (niezależnie od ilości), a w przypadku przyjazdu (przylotu) z Malezji także każda ilość alkoholu. Niezadeklarowanie towarów może skończyć się drakońską karą finansową, czego podobno doświadczyło wielu nieświadomych turystów, przypadkowych "przemytników".
Powiem szczerze, pierwsze minuty w Singapurze są trochę chaotyczne. Nie ma pod ręką bankomatu, trzeba poszukać miejsca, gdzie można wymienić "twardą" walutę (sklep po drugiej stronie ulicy), najlepiej też od razu ją rozmienić, ponieważ kierowca w autobusie jadącym do stacji kolejki LRT nie wyda reszty, a bez sensu jest przepłacać (bilet kosztuje niecałe 2 SGD za osobę). Na stacji kolejki można już zaopatrzyć się w gotówkę z bankomatu, coś zjeść i przede wszystkim kupić bilet na komunikację miejską (dostępne są turystyczne karnety, np. 3-dniowy za 30 dolarów singapurskich, z czego 10 zwracane jest po oddaniu karty).
Samo podróżowanie po Singapurze to przyjemność. Trzon komunikacji stanowi w pełni automatyczny system kolejki, z liniami obsługującymi całą aglomerację, przecinającymi się w wielu miejscach. Bardzo przejrzyście oznakowany, plus do tego system uzupełniających autobusów jadących tam, gdzie pociągi nie docierają.
Pierwsze wrażenia? Nowocześnie, czysto (ach te drakońskie kary za zaśmiecanie miasta albo jedzenie i picie na dworcach i w środkach komunikacji, wszechobecne znaczki z zakazami wraz z wysokością potencjalnej grzywny robią wrażenie), wielkomiejski charakter, tylko ludzie w pociągu jacyś przygaszeni i tacy z wyglądu "korporacyjni". Może dlatego, że było bardzo rano, a nie znam nikogo, kto pędziłby do pracy z radością. Po południu uśmiechów było już więcej, co jest niezaprzeczalnym dowodem na to, że praca powoduje poprawę nastroju ;)
My jak zwykle zwracaliśmy uwagę na kontrasty :) A te można zaobserwować pod różnym kątem.
Panorama wielkiego miasta, ze szpalerem wieżowców, nowoczesnej zabudowy i centrów handlowych




A z drugiej strony kolonialna zabudowa i charakterystyczne małe (wąskie) domki i ciasne uliczki

"Pokazowa" chińska dzielnica (wymieniana jako jedna z atrakcji miasta), czysta i wychuchana, z uporządkowaną architekturą, handlowymi ulicami i knajpami



A w nieodległym sąsiedztwie dzielnica (w której zresztą zamieszkaliśmy), gdzie roi się od chińskich/wietnamskich/indyjskich jadłodajni, sklepów i innych przybytków, a poziom schludności jakoś tak odbiega od wyobrażeń o Singapurze przesadnie wręcz dbającym o czystość
Pomiędzy intensywną zabudową zaś ogromne połacie zieleni, zielone płuca miasta, i nie mówię tylko o słynnych Gardens by the Bay czy wyspie Sentosa, w całości zagospodarowanej na cele rekreacyjne, czemu będzie poświęcony kolejny post.
Nas urzekł ogród botaniczny położony wewnątrz miasta, ogromna przestrzeń urządzona ze smakiem, podzielona na tematyczne sekcje, gdzie można spędzić całe godziny nie zdając sobie sprawy z tego, że jesteśmy wewnątrz tętniącego życiem, rozgorączkowanego wręcz miasta.









Przy okazji: nasza wizyta w Singapurze zbiegła się w czasie z dużą przeceną na giełdzie w Szanghaju, a w parku zaobserwowaliśmy wtedy czarnego łabędzia, zły omen giełdowych inwestorów, zmierzającego w tamtym kierunku.
Przypadek? Nie sądzę... ;)
Singapur można polubić ze względu na wysoki poziom życia, szeroko rozumiane zaawansowanie i nowoczesność. Ludzie, nawet pomimo nosów utkwionych permanentnie w najnowocześniejszych smartfonach, wydają się mili i uprzejmi, a na pewno są bardzo pomocni. Ale z punktu widzenia turysty Singapur jest bardzo odległy od pozostałych państw regionu, głównie pod względem cen. Słowem, trzeba trzymać się za kieszeń, choć jeśli wiadomo, gdzie szukać, to uda się też nie zbankrutować podczas pobytu. Nie mniej jednak skojarzenia z londyńskim City czy nowojorskim Manhattanem są uzasadnione, nie tylko ze względu na wysokościowce - to też finansowe centrum regionu. Dlatego też Singapuru można nie polubić - bo tempo życia odbiega tu od spokojniejszego rytmu dnia w sąsiednich krajach. Czy ja polubiłem? Jeszcze nie zdecydowałem. Więc z pewnością nie była to miłość od pierwszego wejrzenia :)
Więcej zdjęć z Singapuru w galerii

Informacje praktyczne:

Waluta - dolar singapurski (SGD); 1 SGD=ok. 2,80 PLN
Dojazd i transport - samolotem na lotnisko Changi lub dojazd z Malezji (pociąg, autobus) do Woodlands. Pociąg z Kuala Lumpur wyrusza o 22:30 i dociera do granicy ok. 6 rano. Wygodne kuszetki kosztują ok. 40 ringgitów od osoby. Z terminala granicznego w Woodlands można dostać się autobusem do jednej z 3 pobliskich stacji kolejki (bilet jednorazowy kosztuje niecałe 2 dolary singapurskie). Na stacjach można kupić bilety turystyczne na komunikację publiczną - dostępne są karnety 1- 2- i 3-dniowe. Trzydniowy bilet kosztuje 30 SGD (10 jest refundowane przy zwrocie karty, np. na lotnisku)
Limity celne - nie można wwieźć bez opłacenia cła/podatków żadnej ilości papierosów (co do zasady) ani alkoholu (jeśli przyjeżdża się z Malezji). Zdarza się, że singapurskie służby celne organizują polowanie na turystów
Noclegi - generalna zasada: warto pomyśleć o noclegach z dala od centrum (downtown). Praktycznie z całego obszaru da się tam dotrzeć w krótkim czasie kolejką, a ceny będą niższe. My najkorzystniejszą opcję znaleźliśmy w serwisie Airbnb, mieszkanie było w dzielnicy Geylang, czyli zaledwie kilka stacji od ścisłego centrum
Jedzenie - restauracje i bary potrafią być koszmarnie drogie, alkohol w szczególności. Tańszą opcją będzie streetfood u Chińczyka/Wietnamczyka, gdzie duże danie główne można dostać za 5-6 SGD, a nawet taniej

Komentarze

Łączna liczba wyświetleń