Świątynie Prambanan i Borobudur - czyli Yogyakarta's best :)

Kiedy w IX wieku naszej ery po Europie Zachodniej jeździł wymachując wielkim mieczem Karol Wielki, Sasi twardo odpierali ataki Wikingów, a nasz uroczy kraj jeszcze nie istniał na mapach świata, w odległej Indonezji na wspaniałej wulkanicznej wyspie Jawa powoli wznoszono dwie wspaniałe świątynie - i to w niedalekiej odległości od siebie. Jedna z nich – Prambanan - poświęcona była bóstwom hinduskim, a szczególnie Sziwie, druga zaś Borobudur - Buddzie. Obie są majestatyczne i piękne, obie przetrwały do dzisiaj. Obie warto zwiedzić jeśli jest się w Yogyakarcie. 





Wycieczka nr 1: Kompleks Prambanan

Wyobraźcie sobie piękny park, z zielonymi trawnikami, wysokimi drzewami, w których od wieków swoją pieśń wyśpiewuje zachodni wiatr.


Wyobraźcie sobie, że pośrodku tego wspaniałego parku wznosi się majestatycznie wielka świątynia, poświęcona jednemu z najważniejszych bogów Hinduizmu - Sziwie.


Oto Prambanan, najwyższa i jak twierdzą niektórzy również najpiękniejsza świątynia hinduistyczna na świecie, pozostająca pod opieką UNESCO razem z pozostałymi świątyniami z tego samego kompleksu (czyli Lumbung, Bubrah i Sewu). Cały kompleks mieści się kilka km. od Yogyakarty, w kierunku północno - wschodnim. Dostać się do świątyń jest dość prosto – w Yogyakarcie wystarczy wsiąść do odpowiedniego autobusu linii TransJogja (Łukasz opisywał ją w poprzednim poście). Koszt dotarcia niewielki (standardowe 3.600 rupii za osobę), choć sama podróż może chwilę potrwać - autobus jedzie naokoło miasta. Nam zajęła mniej więcej godzinę. Docieramy na ostatni przystanek autobusu, pytamy miejscowych o kierunek i ruszamy w dziesięciominutową wędrówkę. Jeszcze tylko przejście przez ruchliwą ulicę i spacer wzdłuż muru otaczającego kompleks i oto możemy kupować bilety. Oczywiście osobne wejścia mamy dla Indonezyjczyków i dla obcokrajowców. Wejście dla obcokrajowców jest eleganckie, czyste, klimatyzowane, podawany jest nawet tzw. welcome drink (kawa, herbata, woda). Cóż z tego, skoro cena również jest inna niż dla miejscowych – a różnica ta jest całkiem spora. Jeden bilet kosztuje 225 000 rupii czyli około 16 dolarów. Sporo, szczególnie jeśli za dwudniową wejściówkę do Angkor Wat w Kambodży zapłaciliśmy mniej więcej tyle samo. Ale cóż – czego się nie robi dla historii :)





Płacimy zatem frycowe za niewłaściwe ułożenie kolorów na fladze w naszych dowodach osobistych i radośnie zanurzamy się w historii. Jak napisałam wyżej, kompleks składa się oficjalnie z 4 świątyń przy czym dwie z nich (Lumbung i Bubrah) to w zasadzie same ruiny. Najważniejsza jest Prambanan, Jest niezwykła i monumentalna, piękna i wspaniale zachowana. Początkowo wokół niej znajdowało się dodatkowo 240 mniejszych świątyń, dziś wiele z nich to ruiny, ale kilka nadal stoi stanowiąc wspólnie z największą świątynią imponujący widok. Mniej więcej 10 minut spacerkiem dalej (na mapce, którą można dostać w centrum informacyjnym przy wejściu jest to dokładnie zaznaczone) mieści się trochę mniejsza i bardziej zniszczona, ale nadal wzbudzająca dużo pozytywnych emocji świątynia buddyjska Sewu.


Powstała mniej więcej w tym samym okresie co Prambanan, a ich bliskość sugeruje, że mieszkańcy Indonezji w tamtym okresie naprawdę nie mieli żadnych problemów z tolerancją religijną.

Świątyń buddyjskich jest jednak w okolicy więcej – na szczególną uwagę zasługuje najsłynniejsza z nich czyli Borobudur.

Wycieczka nr 2: Borobudur

Dotarcie do tej świątyni wymaga większych kombinacji: najpierw TransJogją jedziemy do dworca Jambor. Wystarczy, że wysiądziemy z autobusiku, a już 10 naganiaczy prowadzi nas do autobusu do Borobudur. Nie wiem jak często jeżdżą, ale my nie czekaliśmy nawet 10 minut. Tak samo było w drodze powrotnej. Koszt przejazdu to 25 000 rupii – oczywiście dla obcokrajowców, bo miejscowi na pewno płacą sporo mniej. Sama podróż jest ciekawym przeżyciem, trwa mniej więcej godzinę, a po drodze dosiadają się różne osoby. Sporo uczniów. Mnóstwo osób wracających z targu. Sporo matek z dziećmi. Wskakują do autobusu, przejeżdżają czasem kilka km. i wyskakują. Czasem do autobusu wskakuje grajek i przez jakąś minutę zabawia jadących rzewną pieśnią, po czym wyciąga rękę z nadzieją otrzymania kilku tysięcy rupii.

Wracając do Borobudur - kiedy już dojedziemy na dworzec nie dajmy się zwieść osobom, które będą chciały zawieść nas do świątyni. Droga do niej na piechotę zajmuje maksymalnie 10 minut i to bardzo wolnym tempem. Warto zapytać kogoś o kierunek albo iść za tłumem. Na pewno traficie. Tutaj powtarza się rytuał kupna biletu (koszt to 250 000 rupii czyli mniej więcej 19 dolarów). Jedyną nowością jest konieczność założenia sarongu, który wygląda jak przykrótkie pareo i który obowiązkowo muszą nosić turyści z innych krajów. Sarong wypożyczany jest bezpłatnie i wygląda na czysty i wyprasowany, więc w sumie można go nałożyć, choć nie do końca zrozumieliśmy czemu jest to niezbędne skoro oboje mieliśmy dłuższe spodenki. Ale ok - jak trzeba, to trzeba. Ubrani w nowe spódniczki, ruszamy w kierunku świątyni. Mieści się na wzgórzu, łatwo ją zatem dostrzec.



Świątynia została zbudowana w sposób, który obrazuje różne warstwy teorii buddyjskiej. Jak wspomniałam wyżej świątynia powstała w IX w., jednak około trzech wieków później została zapomniana. Ponownie odkrył ją znany nam już z historii Singapuru (można go chyba określić mianem ojca założyciela tego kraju) Brytyjczyk sir Thomas Stamford Raffles w 1815 roku. O pięknych reliefach na ścianach pisać nie będę – kilka z nich możecie obejrzeć poniżej, a chętnych zapraszam do zwiedzania samej świątyni. Nadmienię tylko, że na kilku ścianach pokazana jest historia tzw. wypraw cynamonowych Indonezyjczyków do Afryki, na innych zaś można obejrzeć historię Buddy :)







Nam zwiedzanie zajęło mniej więcej 3 godziny. Dodatkową atrakcją, z której można skorzystać, jest jazda na słoniach, my jednak ją sobie odpuściliśmy. Za wystarczająco ciekawe przeżycie dodatkowe uznaliśmy wyjście ze świątyni, które prowadzi przez 3 ryneczki. Jest to genialne posunięcie marketingowe – nie ma innej drogi wyjścia, trzeba przejść przez kramy, a w końcu jak mawiał klasyk najwięcej kupujemy oczami :)



Podsumowując wizytę w świątyniach koło Yogyakarty z całą pewnością mogę napisać, że są piękne, ale jednocześnie drogie. I dla osób, które widziały wcześniej Angkor Wat mogą być sporym rozczarowaniem – pojedyncze świątynie w porównaniu z ogromnym kompleksem w Kambodży wyglądają dość ubogo. Same z siebie są jednak niezwykle mistyczne i piękne, zaś ich otoczenie bardzo zadbane. Nie żałuję, że pojechaliśmy je obejrzeć :)

Komentarze

Łączna liczba wyświetleń