Cebu - pokochać albo znienawidzić

Miastu Cebu zwykle niewiele jest poświęcone miejsca w przewodnikach turystycznych i na forach podróżniczych. Oczywiście jego istnienie jest odnotowane, jako że jest to drugi co do ważności ośrodek miejski na Filipinach, a dla wielu punkt przesiadkowy podczas podróży (międzynarodowe lotnisko), ale nie brakuje opinii że nie warto, bo tłoczno, niebezpiecznie, brzydko, nie ma nic interesującego i ogólnie miasto pozbawione jest smaku.


Dla nas wizyta w Cebu też początkowo była koniecznością, z powodu wylotu z tamtejszego lotniska do Malezji, ale krótko po przyjeździe zamieniła się w przyjemność, bo naprawdę polubiliśmy to miasto. Być może dlatego, że to pierwsza prawdziwa "cywilizacja" oglądana po ponad 1,5 miesiąca pobytu na filipińskiej prowincji, ale może też dlatego, że poczuliśmy, że Cebu ma swoją duszę. Nasze zdjęcia pokazują raczej piękniejszą stronę metropolii, chociaż to akurat może dlatego, że w tych bardziej "zapuszczonych" rejonach nastraszeni przez tubylców po prostu baliśmy się wyciągać z plecaka aparat...


Nie ma wątpliwości, że Cebu nie jest najczęściej wybieraną destynacją turystyczną (purystów językowych przepraszam za użycie słowa "destynacja", ale bardziej mi jednak pasuje niż "miejsce przeznaczenia"). Na Filipiny przyjeżdża się głównie dla rajskich plaż, niesamowitych raf koralowych ogólnie rzecz ujmując "egzotyki". Cebu jest inne: z jednej strony to prężny i nowoczesny ośrodek miejski, centrum biznesowe i siedziba wielu firm z licznymi wieżowcami, prawdziwie "miejską" zabudową, zakorkowanymi ulicami i gigantycznymi centrami handlowymi. Z drugiej strony to miasto, gdzie można trafić na ulice z ledwie trzymającymi się budynkami, brudem i bezdomnymi osobami/całymi rodzinami koczującymi wprost na takich ulicach. Miasto pełne kontrastów. Jak całe Filipiny zresztą.

Wizytę w Cebu warto rozpocząć od części nowoczesnej (biznesowej).



Naprawdę robi wrażenie. Oprócz niezliczonych wieżowców i ogólnie wielkomiejskiego charakteru w odległości zaledwie kilku kilometrów od siebie znajdują się dwa największe centra handlowe, jakie widziałem w życiu (a to tylko dwa z wielu w mieście i okolicach). Naprawdę nie mam pojęcia, skąd bierze się na Filipinach ten fenomen pójścia na rekord jeśli chodzi o rozmiar "malli". Niektórzy twierdzą, że to dlatego, że miasta pozbawione są znanych w Europie ściśle zdefiniowanych centrów i właśnie centra handlowe stanowią synonim miasta. Inni mówią, że to po prostu nowy (i rozwijający się) trend spędzania wolnego czasu, dodając że z racji skromnych dochodów chodzi głównie o "window shopping", co miałoby tłumaczyć, skąd wzięły się spłaszczone filipińskie noski ;) Dość powiedzieć, że takich powierzchni handlowych nie znajdziecie ani w Polsce, ani w Europie Zachodniej, ani w USA. Trzeba być i zobaczyć:


Ale Cebu to nie tylko "bezduszna" nowoczesność. To też miasto o bogatej historii (to tu przybił Ferdynand Magellan odkrywając wyspy dla zachodniego świata, tu rozpoczął chrystianizowanie miejscowej ludności i ostatecznie poniósł śmierć z rąk lokalnego przywódcy Lapu-Lapu, na cześć którego nazwane jest jedno z miast w tzw. Metro Cebu). Co ciekawe, w mieście znajdują się pomniki, będące uznaniem zarówno działań Magellana, jak i obiekty ku czci jego pogromcy.

Jednym z ciekawszych takich obiektów jest pokazany na pierwszym zdjęciu oraz poniżej Cebu Heritage Monument, rozbudowana rzeźba pokazująca dzieje Magellana i jego potyczki z Lapu-Lapu


Wyprawę Magellana upamiętnia Krzyż Magellana (replika z 1841 r. oryginalnego krzyża ustawionego po odkryciu wysp w XVI w.)



Do najstarszych i najważniejszych zabytków zalicza się też Bazylika Świętego Dzieciątka (Basilica del Santo Nino)


Katedra Metropolitalna w Cebu




 Fort San Pedro (założony w 1565 roku jako garnizon przez hiszpańskich kolonizatorów)


oraz Yap-Sandiego Ancestral House, zbudowany w drugiej połowie XVII wieku, znany jako najstarszy budynek mieszkalny


Cebu ma ponadto trzy ważne zalety:

Taoist Temple, cudną taoistyczną świątynię położoną na zboczach gór odgradzających miasto od zachodu, w dzielnicy nazwanej szumnie "Beverly Hills"



Sąsiednią wyspę Mactan (połączoną z Cebu dwoma mostami, to niej znajduje się Mactan-Cebu International Airport), która słynie z pięknych plaż i raf - niestety większość plaż odgrodzona jest resortami i trzeba zainwestować trochę gotówki (ok. 200 pesos czyli 16 zł przeznaczone na konsumpcję), żeby się na nich zrelaksować.

Masaże (w odróżnieniu od Panglao) w nieturystycznych cenach. 150 pesos (12 zł) za godzinny masaż tajski to przyjemność, jakiej naprawdę nie można sobie odmówić. Szczególnie, gdy pada albo nogi zaczynają boleć po przejściu wieeeeelu kilometrów.

Informacje praktyczne:

Tricykl Panglao - przystań promowa w Tagbilaran, 300 pesos

Prom Tagbilaran - Cebu, kilka razy dziennie w cenie 400 pesos (open deck, ale pod daszkiem), 500 pesos (pokład klimatyzowany), 800 pesos (klasa biznes). Do tego drobna opłata terminalowa (20 pesos). Czas podróży szybkim promem ok. 2 godziny

Taksówka Cebu (przystań promowa) - wyspa Mactan (okolice lotniska), odległość 9 km, ok. 200 pesos. Trzeba pilnować, żeby kierowca włączył licznik, co pozwala uniknąć nieporozumień i nieprzyjemności

V-hire (van) na trasie Cebu (centrum) - Mactan Island, 35 pesos od osoby

Noclegi: polecamy pokój przy prywatnym domu Norwega Jarle w pobliżu lotniska, do zarezerwowania w serwisie Airbnb, ok. 750 pesos za noc

Przejazdy po Cebu jeepneyami (jeżdzą po numerowanych, z góry określonych trasach) - 7 pesos

Centra handlowe: największe to Ayala Mall i SM Mall, do obu kursują v-hire bezpośrednio z wyspy Mactan

Wylot z Filipin (Mactan-Cebu International Airport) - dla niezorientowanych zaskoczeniem może być opłata za skorzystanie z terminala - 750 pesos od osoby za wylot międzynarodowy, 200 za krajowy, a to sporo jak na warunki filipińskie. Koszt ten nie jest wliczany w cenę biletu, płaci się na miejscu,

Lotnisko Mactan-Cebu - generalnie słabe. Po dokonaniu odprawy tylko dwa miejsca z jedzeniem (bardzo drogim jak na Filipiny), klimatyzacja niezbyt wydajna (za 750 pesos mogliby się postarać), internet jest bezpłatny, ale z uwagi na częste problemy z dostawą prądu może się "gubić", sklep "bezcłowy" to farsa: ceny podawane są w dolarach amerykańskich i generalnie są dwu- trzykrotnie wyższe niż w zwykłych sklepach. Co zabawne, woda butelkowana Evian kupiona w sklepie "bezcłowym" jest odrobinę tańsza niż woda lokalna dostępna w sklepiku z jedzeniem. Generalnie polecamy zabrać ze sobą coś do jedzenia (wodę niestety zabiorą podczas kontroli bezpieczeństwa), a lunch taniej będzie zamówić jako opcję dodatkową do rezerwacji biletu lotniczego (w AirAsia to w sumie grosze)

Komentarze

Łączna liczba wyświetleń