Universal Studios: powrót do dzieciństwa

Są takie dni w życiu dorosłego człowieka, kiedy ma on ochotę stać się na powrót dzieckiem. Niektórzy z nas mają tak częściej, inni rzadziej, ale myślę, że przynajmniej raz do roku taki dzień nadchodzi. I nas również to dopadło, na szczęście w dość sprzyjających ku temu warunkach - w Singapurze, gdzie na niewielkiej wyspie Sentosa mieści się kilka różnych parków tematycznych (akwaria i inne), w tym jedno z największych cudów współczesnego świata - Universal Studios. Ja wiem - pełna komercha, przeznaczona dla dzieci, droga, słowem: nic ciekawego. I co z tego :) Spotkanie z królem Julianem warte jest swojej ceny ;)



Ale może po kolei :)


Przygoda w Universal Studio zaczyna się już od kupna biletu. Można (i taką wersję polecamy) kupić bilet w internecie - najczęściej są tańsze, mają jakieś dodatkowe bonusy albo wejściówki. Jeżeli nie możecie kupić biletu w internecie, to koniecznie sprawdźcie przynajmniej jakie promocje park w danym okresie oferuje (pani w okienku NA PEWNO nie będzie pamiętać o promocji i wam o niej nie powie - musicie się upomnieć). Koszt jednodniowego biletu to około 70$ singapurskich - w jego ramach dostajecie bezpłatne przejażdżki na wszystkich atrakcjach oraz voucher na obiad wart ok. 9 $ singapurskich (co pozwala zjeść normalny obiad). Dodatkowo można wykupić za jakieś 50$ singapurskich przyspieszacze - czyli uprawnienie do przeskoczenia kolejki do danej atrakcji. Samo dostanie się do Parku może być przygodą droższą lub tańszą. Można (jak my) przejść 500 metrów zadaszonym mostkiem, z którego są piękne widoki na sam Singapur i na wyspę Sentosa. Można też pojechać kolejką – a właściwie dwiema kolejkami. Do samego parku nie wolno wnosić jedzenia czy picia, ale przynajmniej z piciem nie ma tam problemu - wszędzie (najczęściej koło toalet) stoją bezpłatne fontanny z pitną wodą, którą można nabrać sobie do butelki. Ceny jedzenia są wyższe niż „na zewnątrz”, jednak voucher pozwala na normalny obiad, a dodatkowe przekąski - cóż to już kwestia bardzo uznaniowa :)

Uff, to by było na tyle jeśli chodzi o informacje praktyczne. Teraz do meritum - sam park :)

Sam park wita Was wielką kulą z napisem Universal Studios, pod którą wszyscy robią sobie zdjęcie. Po przejściu przez bramki nagle lądujemy w zupełnie innym świecie. Na prawo ciągnie się ulica, wyglądająca jak zmniejszony Nowy York, po lewej zaś widać wyraźnie statek, na którym Alex, Marty, Melman, Gloria i Pingwiny przybyły na Madagaskar. Patrząc na wprost widać jeziorko i jeżdżącą nad nim kolejkę. W dzielnicy Nowego Jorku szaleją postacie z ulicy Sezamkowej. Można kupić ciastko u Ciasteczkowego Potwora (zdaje się, że prowadził polityczną agitację na rzecz znanego rockmana Pawła K., ponieważ ciągle wykrzykiwał coś co brzmiało jak "Kukiz, Kukiz, aj low Kukiz"), można pogadać chwilę z Elmo. Idąc ulicą po drodze mijamy teatr ulicy Sezamkowej (szczególnie polecany dla najmłodszych). Nieco dalej od wejścia stoją samochody z filmu Szybcy i wściekli, a między nimi chętnie do zdjęć pozuje przeniesiony wprost z muzeum figur woskowych Madame Tussauds Vin Diesel (mniam ;)




Następna część parku (nasza ulubiona) to tzw. Sci-Fi czyli filmy science fiction :) Na dzień dobry wpadamy na wielkiego Transformersa, a zaraz obok jest wejście na największą atrakcję parku - przejazd kolejką po świecie Transformersów.



Wrażenie jest niesamowite. Już samo przejście przez część kolejkową jest bardzo przyjemne. Ja miałam wrażenie, że wchodzę do wielkiej bazy wojskowej. Na każdej ścianie zawieszone były wielkie ekrany, na których bohaterowie filmów Transformers opowiadali historię misji. Magia ekranu zaczynała działać już tutaj i myślę, że wiele osób faktycznie czuło się jak rekruci, przebywający w bazie atakowanej przez wroga, których zadaniem jest wydostanie „Iskry” z miasta i przeniesienie jej w bezpiecznie miejsce. W końcu wsiadamy do samochodu (który oczywiście jest Transformersem), zakładamy okulary 3d i przygoda może się zacząć. Historia jak wspomniałam jest prosta - oto my rekruci razem z naszym Ttransformersem uciekamy z miasta, ogarniętego walką Autobotów z Deceptikonami. I faktycznie ma się takie wrażenie. Dzięki technice 3d oraz dodatkowym efektom jedziemy przez miasto, jesteśmy wsysani przez... coś, spadamy z dachu wieżowca, przelatuje koło nas rakieta (i na policzkach czuć jej gorąco bardzo wyraźnie!). Kilka minut i po zabawie. A potem trzeba jeszcze przejść przez sklep z gadżetami z filmu i pobiec raz jeszcze ustawić się w kolejce :)

Drugą atrakcją w świecie Sci-Fi jest kolejka nawiązująca do filmu Battlestar Galactica. A właściwie dwie kolejki splecione ze sobą - jedna (czerwona) reprezentuje ludzi, a druga (niebieska) cyklonów. Walki oczywiście żadnej nie ma, jest za to naprawdę fajny rollercoaster, na którym Łukasz przejechał się wielokrotnie.




Opuszczamy strefę Sci-Fi i nagle stajemy przed olbrzymimi posągami egipskiego boga Anubisa. W ramach tej części parku mamy dwie atrakcje - szukanie skarbów w samochodach (bardziej dla dzieci) i duża kolejka wewnątrz budynku (zdecydowanie nie dla dzieci), która nawiązuje do filmu Mumia i poszukiwań księgi Żywych. Kolejka jest naprawdę szybka, większą część czasu jedzie w całkowitych ciemnościach, co jeszcze bardziej sprawia wrażenie, że udajemy się do samych czeluści piekieł. Przejechaliśmy się kilka razy :)



Ze starożytnego Egiptu trafiamy to świata dinozaurów - znana z filmu brama i oto jesteśmy w Parku Jurajskim. Tutejsza największa atrakcja to przepłynięcie pontonami po rzece, przy której pojawiają się dinozaury z obowiązkowym spadkiem z wodospadu na końcu. Dobra rada dla chętnych na tę przejażdżkę: najlepiej założyć sandały (najszybciej schną) i dobrze zabezpieczyć plecak z elektroniką. Reszta i tak będzie mokra, ale przecież wyschnąć można dość szybko w takim klimacie, więc to nie problem :)



Wyciskając koszulki z wody przechodzimy do następnej części parku - Wodnego Świata. Tak, ja wiem, że film z Kevinem Costnerem budzi sporo kontrowersji w kontekście jego jakości i sensu, ale atrakcje przygotowane w parku Universal Studios w związku z tym tematem są naprawdę fajne. Co kilka godzin (trzeba to wcześniej sprawdzić) otwierają się podwoje teatru w Wodnym Świecie. Na scenie - oczywiście zanurzonej w wodzie - najpierw pojawiają się panowie, stosownie odziani. Chwytają wiadra i zaczynają polewać publiczność. Nie chcesz zmoknąć? Usiądź z tyłu. Wszyscy z przodu są mokrzy - sorry, taki mamy klimat ;)



Po jakimś czasie na scenie zaczyna odgrywać się sztuka. Historia jest prosta. Oto młoda dziewczyna poznała tajemnicę: gdzie znajduje się sucha ziemia. Właśnie ma się nią podzielić z przyjaciółmi, gdy pojawiają się źli wrogowie. Ich wejście czy też wpłynięcie na scenę odbywa się przy dużej ilości wybuchów, wrzasków, ryków silnika. Wszyscy dobrzy giną oprócz biednej piszczącej panny (dlaczego kobiety w takich widowiskach zawsze się tak drą??), ale oto pojawia się zmutowany, przystojny jak sam Książę z Bajki bohater i przy dalszych wrzaskach (teraz panna głównie wykrzykuje jego imię) oraz różnych wybuchach ratuje swoją wybrankę z opałów. Wiem, opisałam to jak bajkę dla dzieci, ale treść jest całkowicie nieważna. Najważniejsze są efekty specjalne. Spadający samolot, wybuchająca scena, strzały z bazooki i oczywiście ostatnia scena kiedy „ten zły” spada z wysokości, stając w żywych płomieniach. Warto poświęcić pół godziny :) Nie warto natomiast przepychać się przy wejściu czy też wcześniej stać w kolejce - miejsc siedzących jest naprawdę dużo i każdy się zmieści.





Z kraju wybuchów uciekamy do Zasiedmiogórogrodu, gdzie wita nas Kot w butach oraz Shrek. W tej części można przejechać się kolejką z Kotem w butach, można również obejrzeć zamek, pokontemplować żywot swój przy pomniku Króla Żaby, czy też iść na występ Osiołka ze Shreka i usłyszeć od niego, że jest się Ogrem (Łukasz nadal dochodzi do siebie, został rozpoznany po zapachu, nie wspominajmy tej trudnej dla niego chwili).





W ostatniej części parku niepodzielnie króluje najlepszy król wszech czasów, władca nieskalany, przepiękny i najcudowniejszy - Król Julian (no, przynajmniej we własnym mniemaniu :) W tej części oprócz zrobienia sobie zdjęcia z Królem Julianem (pozdrawiamy Cię Julek - joł!), Pingwinami (Rico to jest przystojne ptaszysko ;) i innymi postaciami z filmu Madagaskar, można przepłynąć się rzeką wewnątrz statku (wiem jak to brzmi, ale dokładnie tak to jest zrobione) i wziąć udział w polowaniu na Fosy. Można też oczywiście skoczyć na imprezę do Juliana i coś zjeść.


Mój opis jest słaby. Chciałam przybliżyć Wam emocje towarzyszące nam tego dnia, ale się nie da. To trzeba po prostu zobaczyć. Przejechać się na Transformersach (choć może nie 10 razy jak my), spłynąć z dinozaurami, przytulić się do Juliana i wymienić piątkę ze Skipperem. Po całym dniu bolały nas niemożebnie nogi, ale na twarzach mieliśmy wielkie uśmiechy. Jak dzieci ktoś by powiedział. Szczerze mówiąc - dokładnie jak dzieci :)



Komentarze

Łączna liczba wyświetleń