Challenge, czyli 10 wyzwań podczas podróży po Azji Południowo-Wschodniej

Challenge. Słowo klucz w każdej szanującej się korporacji. Szef zleca niewykonalne zadanie? Zamiast powiedzieć mu, że jest niewykonalne mówimy, że będzie to duży challenge :) Musisz sam zlecić komuś takie zadanie? Dzwonisz i mówisz, że masz pełen challenge dla tej osoby, taki mały, ale ważny projekt i nikt inny sobie z tym nie poradzi. Brzmi znajomo? :)

Moje obecne życie stawia przede mną trochę inne wyzwania (challenge :) niż projekty korporacyjne, co nie oznacza, że są one łatwiejsze. Powiedziałabym, że podróż do Azji to dla mnie - i jak sądzę dla wielu z Was - takie trochę sprawdzenie, gdzie przebiegają granice tego, co jesteście w stanie zaakceptować. Bo Azja różni się i to bardzo od Europy, często różni się na bardzo podstawowym poziomie.

Challenge #0 - spróbuj dostać się do środka :)




Kiedy decydowałam się na ten wyjazd wiedziałam, że oprócz pięknych widoków będę mogła sprawdzić trochę siebie. I nie mam tu na myśli sprawdzania ile i jak szybko przebiegnę (nie biegam, nudzi mnie to, wolę pograć w siatkówkę lub tenisa i proszę mnie za to nie linczować :), lub też czy dam radę wejść na największy wulkan Indonezji (proste, nie dam rady, braki kondycyjne by mnie położyły mniej więcej w 1/4 trasy). Chodzi raczej o sprawdzenie do jakiego stopnia jestem w stanie się dostosować, zmienić swoje dotychczasowe przyzwyczajenia i standardy jeżeli oczekiwaną nagrodą są wspaniałe przeżycia czy wspomnienia. Po czterech miesiącach wiem, że mogę daleko tę granicę przesuwać, a moja żądza doświadczania nowych rzeczy jest na wysokim poziomie. Może nie na ekstremalnym - skakanie ze spadochronem to jednak byłoby za dużo, niemniej - na dość wysokim. Z czym zatem przyszło mi, a może i przyjdzie Wam zmierzyć się, jeśli wybierzecie się do Azji?

Krótka lista poniżej:

1. Łazienka: prysznic i toaleta

Zacznijmy od toalety, bo to prostsze. Często spotykaną wersją jest na tzw. kucaka czy narciarza (chyba nie będzie ujmą dla skoczka wszechczasów jeśli powiem też "na Małysza"). Czyli coś podobnego do dziury w ziemi. Do tego najczęściej występuje spłuczka, ale niepodłączona, zaś koło ubikacji stoi bania z wodą i czerpakiem. Zaczerpujesz wodę i spuszczasz. O papierze toaletowym zapomnij - najlepiej nosić własny. Prędzej znajdzie się wężyk z wodą, mniemam że do podmywania. Nim zatem przyjedzie się w te regiony, warto zrobić sobie suchą zaprawę - jak przed wyjazdem na narty. Raz dziennie przez 10 minut robimy przysiady :) Powinno pomóc.

Prysznice też są dość specyficzne - przypominają wersję na jachtach czyli nie mają kabin. Zalejesz wodą całą podłogę? Na pewno zalejesz:) Jak pisałam we wcześniejszym artykule - weź klapki ze sobą. I nie zapomnij wytrzeć nóg jak wychodzisz z łazienki :)



2. Mrówki

Są. W dużej ilości, wszędzie i różnych odmianach. Małe, duże, czarne i czerwone. Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, że jest ich tyle. Niektóre gryzą, inne tylko trochę gryzą. Nie da się ich wytępić (choć można kupić dużo dobrych specyfików, które czasowo rozwiązują problem). Można je zatem jedynie polubić, oczywiście do pewnego stopnia. Moja propozycja: polubić, ale tępić i się opędzać. No i nie piszczeć na ich widok. To ich akurat nie rusza.

3. Gekony/jaszczurki

Są przecudne i przemiłe. Jest ich mnóstwo, są różnej wielkości. Łażą wszędzie. Są bardzo pożyteczne -  jedzą różne robaczki. Mogą przestraszyć dźwiękami, które wydają (jakby ktoś nacisnął gumową kaczkę) albo lekko wkurzyć pozostawioną po sobie kupką (Adam, pozdrawiamy :), ale należy je kochać. Pożerają komary.



4. Pieszy NIGDY nie ma żadnych praw

Przejście przez ulicę jest chyba największym wyzwaniem z jakim stykam się codziennie w Azji. Rzeczy, o których trzeba pamiętać jest kilka:

- samochody i motocykle jadą bardzo szybko i nie zatrzymują się przed pasami/skrzyżowaniami
- nie ma zasad, a nawet jak są, to połowa ludzi ich nie zna (ponoć na indonezyjskim Lomboku tylko co dziesiąty kierowca ma prawo jazdy, istnieje tu nawet nieoficjalny cennik łapówek dla Policji za jazdę bez uprawnień: 25 tys. rupii - ok. 2 USD - dla tubylca i dwa razy tyle dla obcokrajowca; można się targować)
- większy ma zawsze pierwszeństwo
- jazda pod prąd jest czymś normalnym, trzeba mieć zatem oczy dookoła głowy
- przy potencjalnym wypadku ZAWSZE obcokrajowiec jest winien
- nie ma prawie żadnych chodników, a jak już są, to i tak zastawione samochodami, motorkami, warungami (ulicznymi jadłodajniami), sklepami, więc jest tak, jakby ich nie było
- nocą często jeżdżą bez świateł, trzeba nasłuchiwać czy ktoś jedzie
- trąbienie jest powszechne, ale nie jak zwykle w Polsce, żeby powiedzieć "ty **** ***** *****, kto ci dał prawo jazdy, ***** *****". Tutaj trąbi się, żeby powiedzieć "uwaga, nadjeżdżam", "uwaga, wyprzedzam", zwykłe "cześć" albo zaproponować podwózkę

Słowem - panuje pełne prawo dżungli. I trzeba po prostu nie dać się zjeść. W końcu kto by się przejmował plebsem, którego nie stać nawet na kupno motocykla...



5. Brak noża do jedzenia

Idziesz do knajpki czy restauracji. Zamawiasz stek/piersi z kurczaka/ryż/zupę. Nieważne co zamówiłeś - twoje sztućce to łyżka i widelec. Narzekasz? Wyciągasz własny scyzoryk? Nie, uczysz się traktować łyżkę jak nóż. I tylko tyle. Spróbujcie tylko pokroić twardawy kawał wołowiny z grilla łyżką...



6. Wszystko słodkie

Już was uspokajam - tak jest tylko na Filipinach :) Filipiny są przecudnym miejscem, ale umiłowanie mieszkańców tych cudnych wysp do wszystkiego co słodkie jest aż nierealne czasem. Nawet słodkie ziemniaki posypują cukrem. Cukier dodają też do sosów do spaghetti, do chleba i  wielu innych dań. W myśl zasady: ma być słodkie albo ma nie być wcale :) W Indonezji z kolei przeginają w drugą stronę. Tradycyjny deser to smażony banan (pisang goreng). Polany sosem czekoladowym i posypany serem (!), a właściwie podróbką żółtego sera.

7. Wszystko z ryżem

Ryż jest podstawą żywieniową w tej części Azji, w której się kręcimy. Praktycznie do każdego dania dają obowiązkowo ryż (coś jak kawa i wuzetka, choć nie wiem o czyją złotą patelnię lokalne warungi się biją :) Jeżeli więc do swojego hot-doga (z czerwoną parówką) nie życzycie sobie ryżu, to po pierwsze poinformujcie o tym sprzedawcę, no i przygotujcie się na wielkie zdziwienie z jego strony (jest to prawie obraza kuchni i dumy narodowej).



8. Nowa wersja taksówki - skuterek

W Polsce skuterki nie są zbyt powszechne, w Azji jednak stanowią jeden z najczęściej wykorzystywanych sposobów na przemieszczanie się. Można samemu skuter wypożyczyć albo jechać z kimś z tyłu - taki rodzaj taniej taksówki (habal-habal na Filipinach, ojek w Indonezji). Ja na początku byłam przerażona - usiąść za kimś obcym, nie wiem jak jeździ, czegoś się trzeba złapać, a ja nie wiem jak, ale po paru dniach na Filipinach przekonałam się, że to naprawdę wygodne i w miarę bezpieczne. Trzeba się tylko przemóc i zaufać :) A jakie te skuterki są pojemne! Bywa, że zmieści się nawet nawet 6-osobowa rodzina + pies :) A jak trzeba, to i świnka się zmieści, worek ryżu, 10 baniaków wody, jakiś mebel... Zaobserwował ktoś z Was kiedyś jakieś ciekawe osobliwości?



9. Rozkład jazdy? Nie ma

W naszym uroczym kraju wszystko jest bardzo poukładane. Nie zgadzacie się ze mną? A jednak. Będąc w Azji docenia się znane z Polski uporządkowane rozkłady jazdy, precyzyjne informacje co, gdzie, kiedy. Tutaj jest inaczej. Oczywiście generalizuję, bo są miejsca, gdzie wszystko jest dokładnie objaśnione (patrz Kuala Lumpur czy Singapur), ale na tzw. prowincji transport publiczny to wielka niewiadoma. Chcesz złapać jeepneya albo bemo? Stań na drodze i wypatruj albo znajdź przystanek początkowy, wsiadaj do pojazdu i czekaj aż ruszy. Kiedy ruszy? No, jak będzie gotów. A kiedy będzie gotów? No, jak będzie gotów, to ruszy - będziesz wiedział, że był gotów. Logika? Oczywiście, że jest logika :) Gdzieś, ale głęboko ukryta.

Wspomnę jeszcze, że w Indonezji np. takie bemo może zboczyć ze swojej trasy, ponieważ kierowca ma coś do załatwienia. Wtedy nagle pojawiają się w środku worki z ryżem, deski, może koza... I nagle z transportu osobowego robi się bagażówka. Oczywiście nikt się nie irytuje, nie krzyczy, że gdzieś się spieszy. W końcu tu nikt się nigdzie (i nigdy) nie spieszy...



10. Europejczyk = bankomat

Ostatnia, choć najbardziej bolesna nauka. W wielu miejscach jesteśmy traktowani jak bankomaty. Nic, tylko ciągnąć kasę. Samemu zjawisku poświęcimy jeszcze z jeden cały post, bo jest ciekawe - ja je tylko anonsuję. Jeśli masz pochodzenie europejskie - cena, którą ci podają na pewno jest dwu-, trzykrotnie wyższa niż rzeczywista. Targuj się. Zawsze i wszędzie :) Nie daj się zrobić w głupa :) Pomaga znajomość choćby podstawowych zwrotów w lokalnym języku.


To są takie najważniejsze wyzwania, z którymi się spotykamy na co dzień. Oczywiście jest ich jeszcze wiele, ale te są najbardziej powszechne i z nimi możecie się zetknąć najczęściej. Nie ukrywam, że pozwalają one na rozwinięcie pewnych cech/zachowań, jeśli styka się z nimi wystarczająco długo. Elastyczność, cierpliwość, dążenie do celu, umiejętność słuchania, umiejętność adaptacji do sytuacji, prowadzenie negocjacji, przesuwanie własnych granic. Brzmi znajomo w kontekście korporacji? Myślę, że po roku w Azji będę mogła sobie dopisać całą listę dodatkowych umiejętności i nie chodzi mi tylko o jazdę na skuterku :) Korporacje, strzeżcie się! Raporty i prezentacje czy strategie nie będą już wyzwaniem po Azji. Z nimi przynajmniej wiem co zrobić :)





Komentarze

  1. Z jaszczurkami i ryżem bym sobie poradziła, ale przystosowanie się do reszty chwilę by mi zajęło. Świetny post :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już piąty miesiąc próbuję i szczerze mówiąc do podejścia do pieszych i traktowania nas jak bankomatów nie mogę do końca się przyzwyczaić:)

      Usuń
  2. Ola, ale Ty mowisz o Polsce,czy Azji? Bo mam wrazenie,ze o Polsce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polskę to ja wreszcie doceniłam:) Jak to mówił poeta? Docenisz dom swój, gdy opuścisz go? Czy coś w tym stylu:) Chociaż nie ukrywam, że np. jaszczurki pokochałam całym sercem:)

      Usuń
  3. Ach, ta Azja! Niesamowity kontynent zamieszkiwany przez fantastycznych ludzi, którzy ugoszczą Cię podczas podróży najserdeczniej jak tylko potrafią i dołożą wszelkich starań, byś poczuł się u nich jak w domu. Odkąd w mojej firmie pojawili się nowi pracownicy z Azji, staram się budować pozytywną atmosferę opartą na wzajemnym poszanowaniu i otwartości. Dzięki temu zdołaliśmy już wypracować nić porozumienia, która być może z czasem przerodzi się w prawdziwą przyjaźń.:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń