Indonezyjskie Bali, czyli o marzeniach z turystycznych katalogów

Przypominam sobie pewną sytuację sprzed lat. Akcja dzieje się w Polsce, w porze raczej chłodniejszej. Słyszę tuż obok siebie krótką wymianę zdań dwóch znajomych: "A co ty taki opalony? Na urlopie byłeś? Gdzie?" "Na Bali. Surfowałem." - pada odpowiedź z nieukrywaną dumą w głosie. Na mnie też robi to wrażenie, a sam zastanawiam się, czy dane mi będzie ten odległy raj na własne oczy dojrzeć.

8 lat później, mając w głowie swoją własną definicję raju, po długiej i męczącej podróży z Jawy autobusem wysiadam na dworcu Ubung w Denpasar, największym mieście Bali. Konfrontację rzeczywistości z oczekiwaniami i wyobrażeniami czas zacząć. Co wyjdzie z tego starcia obronną ręką? Przeczytajcie sami.




********************************************************************

Edit 13.06.2016: Dokładniejszy opis balijskiej Kuty można znaleźć w relacji z naszego drugiego pobytu na Bali w czerwcu 2016 r.. Polecamy!

Bali - odsłona druga. Drogo? Tanio? Czyli właściwie jak?

*********************************************************************

Tym razem rozpocznę od małego disclaimera, ponieważ w przeciwieństwie do miejsc, gdzie wcześniej mieliśmy okazję pomieszkać trochę dłużej, nasz pobyt na Bali od początku miał mieć charakter "tranzytowy" w drodze na Lombok. Wyspa leży po drodze, więc grzechem byłoby nie zobaczyć z bliska miejsca tak tłumnie odwiedzanego przez turystów, głównie z Australii, ale także masowo z Francji, Niemiec i innych krajów uznawanych za "zamożne". Jako że byliśmy tam jednak krótko (zaledwie tydzień), nie pretenduję do miana wybitnego znawcy Bali i wypowiedzieć się mogę jedynie o najbardziej turystycznym, południowym wybrzeżu wyspy, pomijając atrakcje zlokalizowane w jej innych częściach. Co nie zmienia faktu, że "ogarnęliśmy" to, czego doświadcza większość turystów docierających na Bali :)


Bali to jedna z wysp położonych w łańcuchu archipelagu Małych Wysp Sundajskich, zlokalizowana pomiędzy Jawą a wyspą Lombok. Na powierzchni ok. 5,6 tys km2 żyje ponad 4 miliony mieszkańców. Jak pozostałe wyspy w łańcuchu, Bali ma charakter wulkaniczny, z najwyższym szczytem - wulkanem Agung (3.142 m.n.p.m) - górującym nad obszarem wyspy. Co ciekawe, w odróżnieniu od większości Indonezji, to muzułmanie stanowią na Bali mniejszość. Większość Balijczyków to wyznawcy lokalnej odmiany hinduizmu, co nadaje wyspie wyjątkowy w skali kraju charakter. Ofiary w postaci kwiecistych stroików z pożywieniem i kadzidełkami wystawionych na ulicy przed domami / sklepami albo na plaży to bardzo powszechny widok. Podobnie jak mniejsze i większe hinduistyczne świątynie rozsiane gęsto na całej wyspie.


Atrakcyjne warunki naturalne: zarówno góry jak i cudne wybrzeże oraz tropikalny klimat, bogate dziedzictwo hinduskiej kultury, mnóstwo atrakcji (mniej lub bardziej przyziemnych) dla turystów, przyjaźni mieszkańcy - to wszystko sprawia, że Bali co roku staje się celem podróży milionów turystów z całego świata, a wyspa zdecydowanie podniosła się już z kolan po znaczącym ograniczeniu ruchu turystycznego po głośnych i krwawych zamachach terrorystycznych z 2002 i 2005 roku. Kwestie bezpieczeństwa traktowane są z należytą uwagą, a Indonezyjczycy z innych regionów kraju przy wjeździe na Bali są drobiazgowo kontrolowani.

Ruch turystyczny na Bali koncentruje się w południowej części wyspy, w okolicy miasta Kuta wraz z jego przedmieściami Legian i Seminyak na zachodnim krańcu oraz w Sanur (położonym na wschodzie), który był pierwszym "turystycznym" miejscem w regionie. Każde z tych miejsc doczekało się swojej własnej etykiety: Kuta, Legian i Seminyak uznawane są za miejsca rozrywkowe, dla młodych (lub młodych duchem, typ Piotrusia Pana), niemalże siedliska rozpusty ("sodomia i gomoria, Panie"), podczas gdy w powszechnym odbiorze Sanur to lokalizacja spokojna, dla ludzi dojrzałych i rodzin z dziećmi.


Jak się już pewnie domyślacie, my jako przedstawiciele "średnio-starszego" ;) pokolenia osiedliliśmy się w Sanur. Ale spokojnie, rozrywek Kuty także nie przegapiliśmy, ale o tym za chwilę.

Rzeczywiście Sanur jest miejscem, gdzie można wypocząć. Długie, piaszczyste plaże, przyjazne wejście do wody, spokojne morze i przyjemnie chłodząca bryza od niego (powiedziałbym nawet, że momentami z powodu tej bryzy było chłodno - chociaż tak może powiedzieć tylko ktoś, kto przez ostatnie miesiące praktycznie nie opuszczał strefy klimatycznej +25 stopni). Niezliczony wybór knajpek: lokalne "warungi" (indonezyjskie jadłodajnie) i restauracje z kuchniami całego świata na różnych poziomach cenowych.


Mnóstwo kramów, sklepików, salonów masaży, osób sprzedających cokolwiek "z ręki". Skutery wodne, masaże wprost na plaży, kukurydza z grilla. Słowem: pełna (i bogata) oferta komercyjna :) Oczywiście wszyscy sprzedawcy próbują zagadać i się z nami zaprzyjaźnić. Szybko nauczyliśmy się dwóch rzeczy: mówienie, że jesteśmy "from Poland" prowadzi do nieporozumień, ponieważ miejscowi słyszą "Holland". Powiedzenie "Polandia" załatwia sprawę. Po drugie: mówienie, że nie chcemy jakiejś usługi, albo że nie chcemy zajrzeć do sklepu nie ma najmniejszego sensu - będą namawiać dalej. Powiedzenie natomiast: "może później" zwykle ucina temat, chociaż obie strony wydają się mieć świadomość, że to "później" to będzie na Świętego Dygdy... ;)




Kuta (Legian, Seminyak) to trochę inna bajka. Plaże są dużo bardziej zatłoczone (ale można oddalić się w spokojniejsze miejsce), chociaż równie przyjemne dla oka, szerokie i z białym piaskiem. Na ulicach dzieje się zdecydowanie więcej, a największa różnica to widok ulic w porze nocnej. O ile życie w Sanur zamiera wraz z zamknięciem ostatniej restauracji, tłumy do późnych godzin nocnych na ulicach Kuty nie pozwalają zapomnieć o tym, że jest się w prawdziwie turystycznym miejscu. Mnóstwo pubów, klubów nocnych, feeria barw, rewia mody, zapach najlepszych perfum, kolorowe drinki. Bon ton, high life. Raj dla imprezowiczów.


Dla obu miejsc wspólne jest jedno: chaotyczny ruch drogowy, który sprawia, że przez ulice przechodzi się w napięciu i z duszą na ramieniu. Naprawdę nie jest to komfortowe. Podobnie jak jazda na własną ręką skuterem (ostatecznie nie miałem odwagi). Komunikacyjnie nie jest najlepiej - turyści chcący zwiedzić wyspę skazani są raczej na wynajęcie samochodu z kierowcą, co jest rozwiązaniem dość kosztownym. Autobusy docierają jedynie do części miejsc, zorganizowane wycieczki również. W obrębie Kuty/Sanur najwygodniej poruszać się taksówkami (bardzo łatwe do złapania na ulicy), chociaż w naszym przypadku sprawdził się Uber, którym można dotrzeć do miejsca przeznaczenia za cenę co najmniej o połowę niższą niż cena taxi. Wszystkie przewodniki turystyczne mówią, że system przejazdów bemo (publiczne minivany) jest nie do ogarnięcia dla przeciętnego obcokrajowca i wymaga wielu przesiadek, więc nawet go nie wypróbowaliśmy.


Podsumowując nasze wrażenia z Bali: wyspa niewątpliwie zapewnia mnóstwo atrakcji (dla ciała i dla ducha). Można pobyczyć się na plaży, skorzystać z doskonałych warunków do surfingu, wybrać się na trekking w góry, "dotknąć wulkanu", nacieszyć oko niesamowitymi krajobrazami, podziwiać zabytki hinduskiej kultury, dobrze zjeść i poimprezować. Słowem: można dostać tu wszystko (niezależnie od preferencji co do spędzania wolnego czasu, no może poza sportami zimowymi), co potrzebne jest przeciętnemu człowiekowi podczas nieprzeciętnego urlopu i korzysta z tego np. mnóstwo Australijczyków, którym bliskość geograficzna zapewnia wyjątkowe wakacje za relatywnie niską cenę. A w nas pozostaje niedosyt, że będąc zaledwie "przejazdem" nie tknęliśmy nawet tej "niekomercyjnej" części Bali. Kto wie, może do pomysłu wrócimy.

Zastanawiam się tylko nad jednym: spotkaliśmy również ludzi, którzy przyjechali tu z Europy i nie dostrzegli tego, co w Indonezji i w Bali jest wyjątkowe, praktycznie pozostawali w obrębie miasta, ograniczeni opłaconym "all inclusive". Jeśli komuś zależy tylko na wakacjach "hotelowo-plażowych", to nie widzę sensu, by tłuc się na nie przez pół świata. To samo można znaleźć na plażach południa Europy, a będzie bliżej i pewnie taniej. Chyba że mówimy o europejskiej zimie, chociaż akurat wtedy na Bali może więcej padać.

Informacje praktyczne:


Dojazd na Bali - najwygodniej samolotem na międzynarodowe lotnisko w Denpasar. Dojazd możliwy również z Jawy autobusem (promy kursują całą dobę) do dworca Ubung w Denpasar

Poruszanie się po mieście - cenowo wygrywa aplikacja mobilna Uber (duża dostępność, testowane też późno w nocy). Przykładowa cena to od 12 do 16 zł za trasę ok. 15 kilometrów w zależności od natężenia ruchu. Jeśli chodzi o taksówki, polecane są jasnoniebieskie pojazdy sieci Bluebird (z charakterystycznym niebieskim ptakiem w logo) - kierowcy mają opinię przyjaznych i uczciwych. Zresztą prostym sposobem na zapewnienie sobie uczciwości kierowcy jest nieukrywanie faktu, że śledzi się trasę przejazdu na Google Maps. Robimy to dość często :)

Poruszanie się po wyspie - niezłą opcją są turystyczne oferty biura Perama Tours - zapewniają regularną komunikację wewnątrz regionu (lotnisko, Kuta, Sanur, Denpasar) oraz przejazdy po wyspie (np. świątynie w Ubud) i na sąsiednie wyspy. Ceny dość przystępne

Zakwaterowanie - możemy śmiało polecić nowoczesne studio wynajmowane przez Steve'a. Oferta w serwisie Airbnb

Jedzenie - przepyszne lokalne jedzenie dostępne na każdym kroku w jadłodajniach zwanych "Warung" - tradycyjnie, najlepsze są te, gdzie widać dużo miejscowych. Restauracje "turystyczne" odwiedzane na co dzień łatwo mogą zrujnować finanse ;)






Komentarze

Łączna liczba wyświetleń