Święta w Kuala Lumpur, czyli multi-kulti w wydaniu malezyjskim

Śmieję się do dzisiaj ze stereotypów, które mieliśmy oboje w głowach podczas naszego pierwszego przyjazdu do Kuala Lumpur w środku ramadanu w lipcu tego roku (zainteresowanych odsyłam do tego posta). Wtedy przyjechaliśmy tu pełni ciekawości, chcąc pozwiedzać miasto, zobaczyć jego największe atrakcje i z nadzieją na znalezienie "cywilizacji" po dwumiesięcznym pobycie głównie na filipińskiej prowincji. Tym razem nasz wybór, aby spędzić święta w tym mieście był w pełni świadomy. Niektórzy popukali się w głowę mówiąc nam: święta na plaży to byłby czad! Ale nam zależało, żeby podczas pierwszych w naszym życiu świąt spędzanych z dala od rodzin poczuć tak dużo świątecznej atmosfery, jak to tylko możliwe. A Kuala Lumpur świetnie się do tego nadaje.



Praktycznie na całym świecie jest teraz tak, że Święta Bożego Narodzenia mają charakter bardziej kulturowy (o ile nie komercyjny...) niż religijny. Nie inaczej jest w Malezji, szczególnie w tak kosmopolitycznym i multikulturowym mieście jak Kuala Lumpur. Niezależnie od wyznawanej wiary świętują niemal wszyscy, a widok kobiety w hidżabie z naciągniętą na głowę czapką Św. Mikołaja nie jest wcale czymś wyjątkowym, chociaż przyznam, w nas wzbudził zainteresowanie.


Życzenia "Merry Christmas" płyną niemalże z każdej strony, składają je sobie również niektórzy muzułmanie. W wigilijny wieczór tłumy świętują na ulicach, czasem tak intensywnie, że nawet przypadkowi przechodnie mogą liczyć na dekorację sztucznym śniegiem w sprayu na ubraniu. Wieczór wigilijny i pierwszy dzień świąt to także czas, kiedy większość restauracji przygotowuje specjalne świąteczne menu (najczęściej bufet albo zestaw świątecznych dań) i naprawdę są one oblegane.

Ci, którym zależy również na wymiarze religijnym mogą wybrać się na pasterkę (chociaż msze odbywają się jeszcze przed północą) - Katedra Św. Jana pęka wtedy w szwach - zobaczyć tradycyjną szopkę (taką mniej tradycyjną, za to bardziej błyszczącą również), albo pośpiewać kolędy (o ile "We wish you a Merry Christmas" to rzeczywiście kolęda).



Ulice, budynki, place i centra handlowe opływają w pięknych świątecznych dekoracjach.




No, PRAWIE wszystkie dekoracje są piękne, choć od razu wyjaśniam, że wątpliwa uroda poniższej instalacji to swego rodzaju puszczenie oka do klientów przez jeden z klubów działających w centrum KL.


Wracając do centrów handlowych: państwowe święto 25 grudnia to wymarzona wręcz okazja do tłumnego ruszenia przez Malezyjczyków na zakupy (tak, handel nie świętuje). Centra handlowe, szczególnie te popularne i położone w najbardziej ruchliwych miejscach, są zatłoczone również na co dzień, ale to co dzieje się w Boże Narodzenie przechodzi wszelkie pojęcie. Tłumy są naprawdę duże. Ale to nie dziwi, biorąc pod uwagę, że końcówka roku to liczne przeceny, wyprzedaże i oferty specjalne. My również patrzyliśmy zazdrośnie na naprawdę korzystne oferty cenowe żałując, że nie mamy miejsca w plecakach (ale powoli skłaniam się do wymiany części garderoby na coś mniej znoszonego).



Centra handlowe mają chyba jedne z najpiękniejszych dekoracji świątecznych w mieście. Choinki i świecidełka to oczywista oczywistość. Piernikowe domki i Mikołaje - konieczność. Ale oprócz typowych dekoracji uwagę przyciągają stoiska i sklepy z typowo świątecznym asortymentem. Zupełnie jak wyjęte żywcem z hollywoodzkiej produkcji o świętach. Takie kolorowe, bijące po oczach czerwienią i złotem, ale mające w sobie taką magię przyciągania, że ciężko od nich odwrócić wzrok i ma się ochotę wszystko kupić. Tu, teraz, na miejscu. Od razu. Cóż, marketingowcy odwalili kawał dobrej roboty skoro się na to łapiemy :)




Muzykę świąteczną słychać niemal w każdym miejscu: w małym rodzinnym sklepiku, u pakistańskiego fryzjera, w autobusie miejskim, a także w sklepie rybnym, do którego zawitaliśmy w ramach polowania na śledzia. Tak, tak, przed "Last Christmas" nie da się uciec...

Naprawdę święta w KL wyglądają jak w dużym europejskim mieście. Tyle że jest cieplej i nigdy nie ma śniegu (ale chyba w Polsce przy +10 stopniach na zewnątrz to też śnieg był do pooglądania tylko w lodówce?).

A jak tak naprawdę podobało się nam? Bardzo! Mieliśmy okazję pogotować i pojeść bardzo tradycyjne polskie potrawy. Buźki cieszyły się nam jak dzieciom podczas robienia fotki z Mikołajem. Świąteczne dekoracje i piosenki na każdym kroku wprawiały nas w bardzo pozytywny, świąteczny nastrój. Obejrzeliśmy Kevina (chociaż nie na Polsacie - powie mi ktoś czy to się liczy?). Popływaliśmy w basenie naszego apartamentowca w czapkach świętego mikołaja. A dzięki temu, że istnieje Skype i rozmowy wideo, tęsknota za bliskimi nie przesłoniła nam świątecznych pozytywów :) Te święta po prostu były inne.







Komentarze

  1. Apetyczny ten domek,aż by się chciało pochrupać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! Mam wrażenie, że każdy widząc te kolorowe domki, świąteczne stoiska ze słodyczami niezależnie od wieku zamienia się w małe dziecko :) Albo przynajmniej szeroko się uśmiecha

      Usuń

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń