Flores - wyspa chrześcijaństwa w muzułmańskiej Indonezji

Wiele osób kojarzy fakt, że Indonezja jest krajem, gdzie dominującą religią jest islam. Niektórzy być może wiedzą, że kraj ten ma największą liczbę muzułmanów spośród wszystkich państw świata. Ale Indonezja nie jest jednorodna pod względem religii. Popularna wśród turystów wyspa Bali, co wiedzą pewnie ci, którzy mieli okazję tu trafić, zamieszkana jest głównie przez wyznawców hinduizmu, co jest o tyle niezwykłe, że Bali położona jest pomiędzy w przewadze muzułmańskimi wyspami Jawa i Lombok. Niewiele osób pewnie wie, że w Indonezji jest region (East Nusa Tenggara, albo po indonezyjsku Nusa Tenggara Timur), gdzie zdecydowaną przewagę stanowią chrześcijanie, zarówno katolicy, jak i protestanci. W tym regionie wyróżnia się wyspa Flores, gdzie katolicy to ok. 90% społeczeństwa. Ale jeszcze mniej osób słyszało, że w krzewieniu wyznania rzymskokatolickiego we wschodniej Indonezji znaczącą rolę w najnowszej historii odegrali - i nadal odgrywają - Polacy.



Historia Kościoła Katolickiego w regionie rozpoczęła się wraz z przybyciem w XVI. wieku Portugalczyków, którzy przybili do brzegów Flores w okolicach dzisiejszej Larantuki na wschodzie wyspy w poszukiwaniu przypraw, przywożąc swoje zwyczaje i religię. Pomimo burzliwych losów całego regionu, przechodzenia z rąk do rąk (w XIX w. wyspa Flores została sprzedana Holendrom i włączona w obszar Holenderskich Indii Wschodnich, podczas drugiej wojny światowej była okupowana przez Japończyków, a po wojnie weszła w skład niepodległej Indonezji), wiara pozostała silna, czyniąc w obecnych czasach z Flores prawdziwy bastion katolicyzmu w muzułmańskiej Indonezji i tworząc specyficzną i unikalną na tle kraju kulturę lokalną. Do dziś elementy wiary katolickiej mieszają się odrobinę z tradycyjnymi, ludowymi wierzeniami (żeby nie powiedzieć zabobonami), czego najbardziej jaskrawym przykładem jest zlokalizowanie grobów w pobliżu domów. Pomimo że od jakiegoś czasu grzebanie zmarłych dozwolone jest tylko na cmentarzach, przy wielu domach ciągle znajdują się nagrobki a ludzie wierzą, że członkowie rodziny pozostają z nimi nawet po śmierci i opiekują się żyjącymi z zaświatów.



Istotę religii w życiu mieszkańców widać na każdym kroku: począwszy od różańców owiniętych wokół lusterka i święte figurki zamocowane na kokpicie w niemal wszystkich samochodach i autobusach, poprzez liczbę kościołów, kaplic i innych miejsc kultu istniejących na wyspie (choć trzeba przyznać, że o ile niektóre z tych budowli są niezwykle imponujące, to dość mocno kontrastują ze znaczną liczbą skromnych, jeśli nie prymitywnych, domostw mieszkańców), po uwielbienie dla postaci Jana Pawła II, jedynego papieża, który pielgrzymował w te rejony w 1989 r. Podobno niewiele jest na Flores domów, które nie miałyby portretu Papieża Polaka. Zresztą niemal zawsze, kiedy na pytanie "skąd jesteście" odpowiadaliśmy po indonezyjsku "Polandia" (ułatwia sprawę, jak mówimy "Poland" to miejscowi słyszą "Holland" i biorą nas za Holendrów), padało kolejne pytanie, czy wiemy kto to Karol Wojtyła. Duma z możliwości goszczenia na wyspie głowy Kościoła Katolickiego do dziś jest ogromna a pamięć ciągle żywa, mimo że od tych wydarzeń minęło już 27 lat, a części osób które zadawały nam to pytanie nie było jeszcze wtedy na świecie.


Pewnie nie mielibyśmy nawet okazji dowiedzieć się tak dużo na ten temat, gdyby nie nieoczekiwane spotkanie, do którego doszło w Riung, niewielkiej osadzie na północy wyspy, gdzie trafiliśmy by odwiedzić Park Narodowy 17 Wysp. Dowiedzieliśmy się, że w ośrodku sąsiadującym z hotelem, w którym się zatrzymaliśmy, często można spotkać polskiego misjonarza. Zaryzykowaliśmy wstąpienie tam w wolne popołudnie i mieliśmy szczęście spotkać osobiście Ojca Tadeusza Grucę, a spotkanie to na długo pozostanie w naszej pamięci nie tylko ze względu na tradycyjną polską gościnność z jaką się zetknęliśmy, ale także na wielogodzinne, niezwykłe i barwne opowieści o Flores i sąsiednim Timorze. Dlaczego niezwykłe? Bo sięgające nawet ponad pięćdziesięciu lat wstecz, kiedy to w 1965 roku na Flores dotarła grupa 20 polskich misjonarzy ze Zgromadzenia Słowa Bożego (SVD), zwanego potocznie Zakonem Werbistów. Opowieści będące świadectwem zmian, jakie zaszły na wyspie przez ostatnie pół wieku, zmagań z codziennością w regionie, który do dziś zresztą moglibyśmy określić angielskim określeniem "underdeveloped". A także dające naoczne świadectwo krwawych starć, do jakich doszło podczas indonezyjskiej interwencji na terenie dzisiejszego niepodległego Timoru Wschodniego (Timor Leste).



Do dziś z pierwotnej grupy 20 księży w Indonezji pozostała zaledwie czwórka, ale m.in. ich misja zaowocowała tym, że w seminariach na Flores wykształcono kilkuset kapłanów, którzy służą dziś niemal na całym świecie, również w Polsce.

Ojciec Tadeusz sypał jak z rękawa dziesiątkami interesujących historii przez trzy kolejne dni, bo dzięki jego uprzejmości skorzystaliśmy z transportu samochodem, a że po Flores podróżuje się dość wolno, czasu na słuchanie i zadawanie pytań było dużo. Szczególnie interesowało nas to, jak wyglądało codzienne życie na wyspie 50 lat temu, bo nawet dzisiaj da się zauważyć, że Flores ze swoim poziomem rozwoju pozostaje nieco w tyle w porównaniu do innych, odwiedzonych przez nas regionów Indonezji. Wiemy już, że nie było łatwe, ale jeśli my narzekaliśmy na długi czas przejazdu pomiędzy kolejnymi miastami (średnia prędkość podróżna samochodem dzisiaj to 25-30 km/h), to wolę sobie nie wyobrażać przejazdów zaprzęgami konnymi po gruntowych drogach i drewnianych mostach poprzez górskie tereny wyspy, w dodatku z chmarami komarów roznoszących malarię atakujących wściekle po zmroku. Nawet proste w Polsce czynności, jak np. zakup materiałów budowlanych, w warunkach Flores wymagały (i nadal w sumie wymagają) dokładnego planowania i działania z wyprzedzeniem, bo większość rzeczy trzeba ściągać z jawajskiej Surabayi, co trochę trwa.


Zapytaliśmy również o relacje społeczności muzułmańskiej ze społecznością katolicką na wyspie. Temat dość gorący zważywszy na bardzo aktualną w Europie kwestię uchodźców. Na Flores problemu z integracją nie ma, a ludzie traktują się tak, jak sąsiad powinien traktować sąsiada, niezależnie od wyznania. Respektowane w pełni są religijne odrębności, obchodzone są zarówno święta katolickie, jak i muzułmańskie (w obu przypadkach są to dni wolne od pracy). W razie potrzeby lub nieszczęścia ludzie wspierają się nawzajem. Muzułmanie pracują przy budowie kościołów, katolicy pomagają wznosić meczety. A jeśli najpoważniejszym problemem w relacjach sąsiedzkich pozostaje pojawiający się od czasu do czasu "spór o miedzę", to trzeba uznać, że żadnego problemu nie ma (chociaż Kargul i Pawlak z "Samych swoich" gotowi byliby w takiej sytuacji walczyć do upadłego). Pewnego rodzaju "współzawodnictwo" jednak istnieje. Nikt nie chce mieć poczucia, że druga strona ma "lepiej", co oznacza, że jeśli w centralnym punkcie miasteczka parafia otrzymuje od władz regionu działkę pod budowę kościoła, w kolejce po sąsiednią ustawi się imam, żeby zbudować meczet. Pewnie dlatego w wielu miejscach świątynie obu wyznań znajdują się w niedużej odległości od siebie, a jak tuż przed piątą rano cichnie głos muezina wzywającego muzułmanów do modlitwy, w kościele katolickim obok rozlega się donośne bicie dzwonów. Turyści z wrażliwym snem powinni wyposażyć się w korki do uszu, które przydadzą się niemal w całej Indonezji.

Mieliśmy też okazję zajrzeć do miejsc, gdzie niewielu turystów dociera, a na pewno warto je zobaczyć. Jednym z takich miejsc jest muzeum - izba pamięci w apartamencie, gdzie podczas pielgrzymki zatrzymał się Ojciec Święty Jan Paweł II, znajdujące się w okolicach Maumere w seminarium Tinggi St. Petrus Ritapiret.



Pomimo braku codziennych obowiązków duszpasterskich Ojciec Tadeusz (który wcześniej przez ponad 30 lat był proboszczem lokalnej parafii) pozostaje niezwykle aktywny, osobiście angażując się w budowę kolejnych obiektów sakralnych (jak np. klasztoru dla sióstr zakonnych z Korei Południowej zlokalizowanego na wzgórzach nieopodal Maumere z pięknym widokiem na morze i góry). Zresztą wiele z tych już istniejących powstało pod jego nadzorem, a kilka z nich widzieliśmy przemieszczając się po wyspie. Jeśli kiedyś będziecie na Flores i zobaczycie obiekt o charakterze religijnym z balustradą z prześwitami w kształcie rombów - na 99% będzie to jedno z dzieł Ojca Tadeusza - taki "znak firmowy" :) Ojciec Gruca cały czas ma też głowę pełną pomysłów na kolejne przedsięwzięcia, za których powodzenie mocno trzymamy kciuki. I jeszcze raz bardzo dziękujemy za gościnę, mnóstwo interesujących informacji i wsparcie w podróży.

Jeśli kiedyś będziecie mieli okazję trafić do floreskiej miejscowości Riung, z przyjemnością możemy polecić pobyt w Pondok SVD Riung. Miejsce jest bardzo komfortowe, dobrze utrzymane i czyste. A jeśli będziecie mieli szczęście, możecie spotkać tam osobiście Ojca Tadeusza i namówić go na niezwykłe opowieści i wycieczkę w przeszłość. Gdyby okazało się, że miejsce będzie pełne, równie komfortowe warunki zapewni sąsiadujący z Pondok SVD Hotel Bintang Wisata.



Jeśli już jesteśmy przy temacie chrześcijaństwa na Flores nie sposób nie wspomnieć raz jeszcze o Larantuce, gdzie wszystko się zaczęło w XVI wieku. To senne i spokojne miasteczko rybackie i portowe (stąd odpływają promy na położoną na wschodzie wyspę Lembata) ożywa raz w roku, w tygodniu poprzedzającym Wielkanoc. Znane jest z niezwykle barwnych, angażujących niemal wszystkich mieszkańców i tysiące przyjezdnych z całego świata obchodów Wielkiego Tygodnia i Wielkiej Nocy. Siłą rzeczy nie wypowiemy się na temat tego, jak te uroczystości wyglądają, ale podobno warte są zobaczenia na własne oczy. Więc jeśli ktoś miałby być w okolicy w tym terminie, powinien rozważyć przyjazd do Larantuki. Jedna rzecz w mieście nas tylko zdziwiła. W tym małym miasteczku mającym raptem dwie równoległe ulice i kilka krótkich przecznic naliczyliśmy wzdłuż głównej drogi aż sześć kościołów, w tym całkiem sporą katedrę, i nie możemy wyzbyć się wrażenia, że jak na tak małą miejscowość to chyba trochę za dużo...




Dla nas "odkrycie" katolickiego dziedzictwa Flores było w sumie ciekawym zaskoczeniem. Po początkowym zażenowaniu pewnego rodzaju ignorancją w tym temacie przyszła refleksja, że po to między innymi jeździ się po świecie, żeby swoją wiedzę poszerzać. Podróże kształcą :) Niby to banał, ale po raz kolejny dał o sobie znać :)


Komentarze

  1. Po raz kolejny świetnie opisana Wasza podróż. Bardzo interesujące spotkanie z ojcem Tadeuszem...zdjęcia piękne... Wasza podróż wspaniała...Mnóstwo przydatnych informacji. Mam nadzieję, że napiszecie jeszcze o Waszych interesujących przygodach. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń