Ko Phi Phi - pięknie, choć tłoczno

Ko Phi Phi (archipelag wysepek w prowincji Krabi położony około godzinę drogi szybką łodzią od Phuket) to jeden z tych "obrazków" z Tajlandii, które najczęściej pojawiają się na pocztówkach i wyskakują w internetowych wyszukiwarkach na hasło "Tajlandia plaże". I słusznie, ponieważ natura napracowała się tu mocno, by uczynić z tego miejsca zakątek o niezwykłej urodzie, zbliżony wyglądem do tego, co większość ludzi rysuje sobie w głowie na hasło "raj". Jak to z miejscami pięknymi i rozreklamowanymi (i nie chodzi tylko o pocztówki i foldery, ale także hollywoodzkie produkcje filmowe) bywa, Ko Phi Phi przyciąga wielkie tłumy turystów - nawet w porze deszczowej, co nie ukrywam trochę nas zdziwiło. Nie mamy jednak w sobie tyle pychy, żeby złorzeczyć na te dzikie tłumy przemieszczające się od punktu do punktu wycieczki, włażące pod nogi, wpychające do wody, wbijające w oczy druty od parasoli słonecznych, robiące tysięczną fotkę albo sto piętnaste selfie i psujące idealne ujęcie, do którego ktoś przymierzał się od 10 minut. W końcu sami też byliśmy częścią tego tłumu i niejedno zdjęcie - oczywiście przypadkiem (i tego się będziemy trzymać) - zepsuliśmy ;)


Zniechęceni? Niesłusznie, bo pomimo pewnych niedogodności warto! Tylko trzeba z góry wiedzieć, na co się szanowny turysta pisze :) 

Pora deszczowa

Właściwie to podtytułem posta powinno być "Pora deszczowa w Tajlandii", ponieważ powodzenie każdej wycieczki zależy od ładnej (czytaj: bezdeszczowej) pogody - przede wszystkim po to, żeby mieć piękne fotki i nacieszyć się widokami, ale także ze względów bezpieczeństwa. Godzinny rejs "speedboatem" podczas burzy nie wchodziłby w grę (przynajmniej tak twierdził operator łodzi), ale z drugiej strony pamiętam naszą prawie-wywrotkę podczas wyprawy do parku w okolicach Kota Kinabalu na Borneo, więc z tym podejściem do bezpieczeństwa w regionie niekoniecznie muszą być bardzo ortodoksyjni. Tu w sumie też, bo o ile w jedną stronę nalegali na założenie przez wszystkich kamizelek ratunkowych, to w drugą już o nich zapomnieli...


Wróćmy jednak do pory deszczowej. Ci, którzy robili internetowy research wiedzą, że na południu Tajlandii od maja do listopada trwa pora deszczowa i do Tajlandii wtedy się nie jeździ. A ja powiem inaczej: jeździ się! Jest mniej turystów, są zdecydowanie niższe ceny, morze jest ciut bardziej niespokojne (chociaż fale nieporównywalnie mniejsze niż na Bali), niebo często jest zachmurzone i czasem popada. No właśnie, jak to jest z tym padaniem? Na nasze ponad trzy tygodnie na Phuket trochę przelotnie popadało - głównie w nocy, ewentualnie późnym popołudniem (rzadko) - z różną intensywnością, ale raczej krótko. Deszczowe dni - takie, że padało cały czas albo co chwila i można było wybić sobie z głowy plażę czy wycieczki naliczyłem cztery. Zawsze można iść wtedy na zakupy (albo popracować nad blogiem - przyspieszenie z ilością postów nie było zupełnym przypadkiem). Nie bójcie się, naprawdę. Solidny parasol w 7-Eleven kosztuje 10 złotych, plastikowe japonki nie przemokną, w knajpach i hotelach na łeb nie pada, więc pory deszczowej nie należy demonizować. A nawet jeśli ktoś ma pecha i podczas jego pobytu pada trochę więcej, to cały czas jest gorąco i wilgotno. 

W kontekście wyprawy na Phi Phi pogoda ma o tyle znaczenie, że w przypadku burzy nie popłyniemy w ogóle, a i bez burzy w porze deszczowej ze względu na wyższe fale łodzie nie wszędzie będą mogły przybić do brzegu.

Nam się udało (ok, przewidywanie pogody na dzień do przodu to nie jest rocket science, ale i pogodynka może mieć gorszy dzień), ruszyliśmy przy zachmurzonym niebie, później się rozpogodziło i tradycyjnie można było mdleć z gorąca.

Jak zorganizować sobie wycieczkę na Ko Phi Phi?

Przeszukiwanie czeluści internetu pokazało, że nie ma co kombinować: trzeba iść do biura turystycznego i kupić gotowy pakiet (starzeję się chyba; ja naprawdę to napisałem...) Przy pozasezonowej przecenie za całodniową wycieczkę trzeba będzie zapłacić tyle, ile turysta zapłaciłby pewnie standardowo za sam transfer w jedną stronę. Zwróćcie tylko uwagę, że ceny wydrukowane na ulotkach i w katalogach to raczej chwyt marketingowy stosowany po to, by od razu dać klientowi dużą zniżkę. Targować się trzeba, warto też sprawdzić promocje na stronach internetowych biur, żeby na miejscu stawić się mając właściwą pozycję negocjacyjną.

Mamy dobre doświadczenia z dwoma lokalnymi biurami turystycznymi i możemy je polecić (oczywiście jeśli cena za jednodniową wycieczkę nie przekracza 1.500 bahtów):


Jechać na jeden dzień czy na kilka? Trzeba pamiętać, że do większości atrakcji archipelagu trzeba jakoś dopłynąć, więc nawet zatrzymując się na Phi Phi na dłużej jakiś transport będzie potrzebny. Podczas takich zorganizowanych wycieczek obwiozą was po wszystkich interesujących miejscach, chociaż nie da się wtedy oglądać atrakcji własnym tempem. Na pewno zatrzymanie się na kilka dni pozwoliłoby trochę odetchnąć od tłumów, bo największe "przewalają" się między 10 a 16. Nam wystarczył jeden dzień i "zaliczanie" kolejnych punktów. Słowem - trzeba zastanowić się czego się chce i podjąć jedyną słuszną decyzję.

Najsłynniejsze atrakcje wycieczki na Ko Phi Phi

1. Maya Bay, czyli dotknięcie Leonarda

To nie będzie już pewnie żadną odkrywczą ciekawostką, ale to właśnie na tej plaży wygrzewał się w słońcu Leonardo DiCaprio w filmie The Beach ("Niebiańska plaża" w wersji polskiej chyba). Tłumy pań w wieku różnym, niektóre w koszulkach z Leo, snują się po plaży i szukają miejsc, gdzie siedział, stał, pływał, spał ;) Może chodzi o taki efekt jak w lekach homeopatycznych? Pływać w wodzie, w której moczył się boski Leo to tak, jakby pójść z nim na randkę? :) A tak w ogóle to może drogie koleżanki przyznałybyście się, która z was miała w swoich nastoletnich latach na ścianie w pokoju plakat z Leonardo DiCaprio? O jednej wiem (i nie jest to Wydra, bo ta miała bzika na punkcie Viggo Mortensena jako Aragorna), ale obiecałem, że nie zdradzę ;) 

Ale nie żartujmy sobie z DiCaprio, odkąd dostał Oskara to bardzo poważny człowiek. Maya Bay jest przepiękna i jeśli tylko uda się wyobrazić ją bez tłumów (albo przypłynąć jakąś prywatną łodzią o 7 rano), to każdy będzie zachwycony. W ciągu dnia trzeba pogodzić się z tym, że pięknem trzeba będzie się dzielić z setkami innych osób. Mimo to warto, to jeden z najbardziej malowniczych widoków.




2. Viking Cave

To w sumie jakaś pomyłka. Łódeczka zatrzymuje się przed wejściem do jaskini (do środka nie ma wstępu) i możemy posłuchać sobie o malowidłach na ścianie i ptasich gniazdach. Dla ludzi z dużą wyobraźnią w sumie, chociaż "zaliczy" każdy, bo to stały punkt programu i po sąsiedzku z Maya Bay


3. Loh Samah Bay

Też blisko. Miejsce, żeby nacieszyć oczy rzadkimi, przepięknymi widokami. Tu nie ma co gadać, tu trzeba oglądać!





4. Monkey Beach

Dla wielu ciekawa i oryginalna atrakcja, chociaż plaża w sumie przeciętna. Zabrzmiało to źle, sorry, ale po 14 miesiącach podróży nie każda już nas zachwyca :( Tu warto zejść na ląd jeśli:

a) nigdy nie widziałeś małpy na wolności
b) masz ochotę, żeby małpa wskoczyła ci na głowę albo ugryzła (mogą mieć wściekliznę)
c) chcesz zobaczyć, jak małpy kradną jedzenie (tobie albo innym)




4. Snorkelling

Każda wycieczka ma przewidziany jakiś czas na pooglądanie sobie podwodnego świata przez maskę. Jest rafa, są kolorowe rybki. Wygląda to całkiem fajnie, choć cały czas numerem jeden pozostaje dla mnie rafa pomiędzy Flores i Komodo w Indonezji.


5. Khai Island

To już co prawda poza Ko Phi Phi, bliżej Phuket, ale też jest to częsty przystanek na trasie wycieczek. Mała wyspa z białym piaseczkiem, z dobrymi warunkami do pływania, plażowymi barami. Z przyjemnością można się pobyczyć. Mimo, że w wodzie sporo osób pływa z maseczkami to raczej niewiele jest ciekawych rzeczy do oglądania pod wodą. Lepiej maskę i płetwy zostawić na łodzi, a na Khai Island skupić się na "plażingu"




6. Lunch

Lunch jako atrakcja... Niech będzie. Bardziej chodzi mi o to, żeby dać wyobrażenie, czego można się spodziewać podczas wycieczki. Po drodze będzie dostępna zimna woda, jakieś soft drinki, przekąski owocowe i oczywiście smaczny buffet lunch w środku dnia. Naprawdę nie trzeba ciągnąć ze sobą zapasów jedzenia i nie wiadomo ilu butelek wody. Co więcej, jak jedziecie z dziećmi nie bierzcie ze sobą kilkunastu batoników i paczek czipsów. Na pokładzie szybkiej łodzi to naprawdę nie jest dobry pomysł :/


I tak mniej więcej wygląda standardowy program jednodniowej wycieczki na Ko Phi Phi. Większość biur oferuje mniej więcej to samo, w różnej kolejności w zależności od pogody lub czasu przypływu/odpływu. Widoki są przecudne, a tłumy odwiedzających albo niekiedy "specyficznych" współuczestników wycieczki da się w sumie znieść. Warto. Także dlatego, że według miejscowych wakacje na Phuket bez wycieczki na Ko Phi Phi to jak danie w Azji bez ryżu. Niekompletne :)



Pewnie sporo z Was miało okazję być na Phuket. Byliście także na Ko Phi Phi? Jakie są Wasze wrażenia? Podzielcie się z nami :)

Komentarze

  1. Cześć! :)
    Całkowicie genialny blog. Chyba zacznę wpadać tutaj częściej!

    Zapraszam również na mojego niedawno założonego bloga podróżniczego.
    www.vagary-me.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Lukasz świetna relacja.fajne zdjęcia. Oprócz tego co ty napisałeś polecam kho kradan . Mniej ludzi i komfortu domki z bambusa ale warto... patrzę NA ZDJĘCIa i widzę że niewiele się zmieniło. .. tylko ludzi trochę więcej. .. śpieszcie się ci którzy tam nie byli. ..

    OdpowiedzUsuń
  3. Lukasz świetna relacja.fajne zdjęcia. Oprócz tego co ty napisałeś polecam kho kradan . Mniej ludzi i komfortu domki z bambusa ale warto... patrzę NA ZDJĘCIa i widzę że niewiele się zmieniło. .. tylko ludzi trochę więcej. .. śpieszcie się ci którzy tam nie byli. ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koh Kradan powiadasz... Byliśmy całkiem blisko (Koh Lanta) ale o tej wyspie nie słyszeliśmy. Cóż, coś musi zostać na następny raz ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń