Mistrzowie plażingu

Co roku, kiedy na horyzoncie pojawiają się wakacje, w polskiej prasie rozpoczyna się konkurs pod hasłem: kto lepiej wyśmieje wieśniaków. Inaczej się tego określić chyba nie da. Ile razy już w swoim krótkim życiu (18-letnim i tego będę się trzymać) czytałam artykuły z gatunku: Polak na wakacjach  i muszę przyznać, że zawsze mam masę mieszanych uczuć. Z jednej strony podobnie jak niezliczone pismaki oburzona kręcę głową na szczyt buractwa w rodzaju śmiecenia wokół siebie, puszczania głośnej muzyki na plaży (nie cierpię!) czy też ogradzania sobie wielkich przestrzeni plaży wczesnym rankiem, żeby aby miejsca nie zabrakło. Z drugiej strony nie do końca zgadzam się z tym, że dzieci każdy powinien trzymać koło siebie na sznurku i najlepiej z zalepioną taśmą twarzą (i to mówię ja - bezdzietna), a jedyną dobrze widzianą rozrywką na plaży powinno być kulturalne czytanie książki tudzież spacerowanie. Nie zrozumcie mnie źle, spacerowanie po plaży oraz czytanie książki to 2 z moich 4 ulubionych zajęć, ale rozumiem, że inni mogą mieć potrzeby ciut odmienne. I jak długo nie puszczają mi nad głową UMC UMC albo nie obsypują co 5 minut mojego ręcznika piaskiem, to w zasadzie jest mi to obojętne. Wolnoć Tomku, bylebyś mojej wolności nie naruszał. W granicach rozsądku naturalnie :)




Chwilowo jak wiecie rezydujemy sobie blisko plaży Pantai Cenang na pięknej wyspie Langkawi. Czego ja się nie nasłuchałam na temat tutejszych plaż, wyjeżdżając do Azji. Sodoma i Gomora przy tych opowieściach wydawały się całkiem milutkim miejscem do zamieszkania. Głośno, biegają, nikt nikogo nie szanuje, kradną, robią różne dziwne rzeczy w krzakach - brzmiało źle, a nawet jeszcze gorzej. Szlajając się 2 lata temu po Azji czasem spotykaliśmy się z różnym zachowaniem, ale nawet sławetne Patong na Phuket czy Kuta na Bali na aż tak złe opinie naszym zdaniem nie zasłużyły. Pantai Cenang zaś z całą pewnością w zupełnie inny typ plaży się wpisuje. Jest cichutko (chyba, że pojawiają się turyści np. z Niemiec, którzy lubią puścić swoje UMC UMC, ale reagują szybko na pełne potępienia spojrzenia innych ludzi i przerzucają się na słuchawki), spokojnie, nikt nikomu nie przeszkadza. Niewątpliwie pomaga fakt, że plaża jest duża, ludzi na niej mało, każdy zatem może znaleźć swój malutki kawałek raju i się na nim osiedlić. Nawet z parawanem jakby bardzo chciał ;)



Oczywiście szaleńców nie brakuje. Często patrząc na niektóre osoby zastanawiam się, czy aby mózgi na wakacje zabrali ze sobą. Jak bowiem inaczej określić istoty, które rozkładają się na samym środku plaży, w pełnym słońcu. Ja wiem, że jak człowiek przyjeżdża na wakacje, to chce jak najszybciej zyskać opaleniznę, żeby selfiaki dobrze wyglądały, ale doprawdy oglądanie bladych smażących się "mądrali", schodzących po popołudniu z plaży w wersji różowo- czerwonej nie jest najprzyjemniejszym widokiem. Człowiek zawsze ma ochotę powiedzieć: AUĆ (ma też ochotę powiedzieć: a nie mówiłam, ale ja jestem zbyt miłą osobą, żeby tak ludziom dokuczać ;). Szczerze: rozumiem tę potrzebę. Człowiek przyjechał w ciepłe kraje. Social Media są bezlitosne, wszyscy jak najszybciej oczekują od nas super zdjęć z super miejsc, z nami w roli głównej. Presja większa niż w pracy w zasadzie. Należy się dobrze ustawić, mieć super światło, piękne miejsce i już już można strzelać selfiaczka. A jak to wygląda na zdjęciu jak w dodatku do cudnych palm i pięknych plaży człowiek jest blady jak sama śmierć. Bez sensu zupełnie takie zdjęcia robić i bez retuszu na Instagram czy innego Facebook'a wrzucać. Z drugiej strony nie wrzucać to obciach, z trzeciej - komu by się chciało przerabiać tyle selfie. O braku komputera w podróży nie wspomnę. Przymus opalenia się ma tutaj zatem nie tylko walory estetyczne, ale również społeczne. Ach, ileż problemów nastręczają takie wakacje w tropikach, może lepiej posiedzieć w domu ;)



Selfie na plaży w ogóle wydaje się ostatnio jednym z głównych celów pobytu na niej. Szczególnie po południu widzimy gromady ludzi przychodzących w rozmaitych ubraniach (poniżej kilka zdjęciowych przykładów, zrozumiecie zatem co mam na myśli pisząc o rozmaitych) celem zrobienia sobie selfie. Ok, ja wiem, że dla Azjatów opalona skóra to samo zło i dowód na niską pozycję społeczną, a jej wybielanie jest jednym z ważniejszych przykazań modnego mieszkańca Azji, ale z drugiej strony pojawianie się na plaży tylko celem strzelenia sobie fotki uważam za dość... powiedzmy niestandardowe. Staram się nie oceniać takich zwyczajów, czasem jednak trudno zapanować nad złośliwym uśmiechem, kiedy człowiek widzi sesję plażową ludzi, którzy tylko w tym celu na tę plażę przyszli. 





Jednak o odpowiedni "look"na plaży dbają nie tylko Azjaci, ale również nasi krajanie (w rozumieniu mieszkańców UE). Z wielką radością, no dobra, ze złoźliwym grymasem obserwowaliśmy swego czasu parę Niemców, którzy przez tydzień okupowali drzewko koło nas, w poszukiwaniu cienia. Chwała im za to, że opaleniznę już mieli, nie w głowach im było zatem zepsuć ją poprzez nadmierne wystawianie się na słońce (zejdzie, skóra się złuszczy albo zaczerwieni, no fuj). Mieli jednak swoje dość ciekawe rytuały plażowe, które nieodmiennie doprowadzały nas do złośliwego mrużenia oczu. Po pierwsze ta para młodych ludzi codziennie występowała w nowym stroju. Panna miała 7 różnych kostiumów kąpielowych (a przynajmniej tyloma przez ten tydzień się pochwaliła). Ślepawa jestem, więc marki nie widziałam, ale każdy kostium był innego koloru, w inne łatki lub miał inny krój. Oczywiście wszystkie z gatunku: jestem modna. Do tego obwieszała się dużą ilością biżuterii, co na młodej dziewczynie (dałabym jej max 24 lata) wyglądało dość dziwnie, a już na plaży - wręcz komicznie. Zaczynacie ją sobie wyobrażać? Ładna, delikatna blondynka. Na kratkowanym kocu. Z markowymi okularami (Dolce i inne Gabany). Z pełnym makijażem. Tak kochane koleżanki, nie mylą się wasze oczka. Z pełnym makijażem. Maskara, pomadka, kredka do oczu plus podkład z pudrem. Czy teraz lepiej zrozumiecie jeśli napiszę, że do wody panna nie wchodziła? Co najwyżej brodziła na brzegu, robiąc sobie i ukochanemu zdjęcia. Tak, już widzę w waszych oczach, drogie koleżanki z jednej strony potępienie (ogłupiała do reszty, nowe trendy mówią wszak o pokazywaniu twarzy bez makijażu, helooooł), z drugiej lekką zazdrość,  jakiej bowiem marki były kosmetyki, które utrzymywały się na twarzy przez cały dzień przy takim skwarze? Nie ukrywam, że też mnie to dręczyło, nie znalazłam w sobie jednak dość śmiałości, by młodą damę o to zagadnąć. A szkoda. Pogoda w Polsce zmienia się dość gwałtownie, upały nadchodzą, może komuś ta wiedza by się przydała. To jednak nie koniec tej historii. Panowie - teraz kawałek dla was. Macie wizję siebie, rozwalonych na plaży byle jak? No błagam, można lepiej. Towarzysz opisanej wyżej Niemki nie odstawał od niej nie tylko wiekiem, ale i dbałością o swój look. Leżąc na plaży codziennie w innych kąpielówkach (Calvin Klein walczył tu o podium z Tommy Hilfiger), odwiedzał (tak, to dobre słowo) wodę, mocząc się czasem przez chwilkę (chociaż raczej nie głowę). Po wyjściu z wody jednakże zawsze zasiadał na kocu z lusterkiem i poprawiał swoją fryzurę, której nie powstydziłby się Johnny Bravo ;) I od razu lepiej wyglądał na zdjęciach, których mnóstwo strzelała mu jego towarzyszka. Ich głównym zajęciem poza upewnianiem się, że dobrze wyglądają, było oglądanie zdjęć czy innych Facebooków na komórkach. W zasadzie, im dłużej o tym myślę, tym bardziej nabieram przekonania, że może to byli jacyś CELEBRYCI, ale my, jak to my, nie rozpoznaliśmy młodocianych gwiazd. Może oni czekali, aż ktoś ich rozpozna i poprosi o wspólne selfie? Wstydź się Łukasz, tak ich zawiodłeś ;)



Na szczęście na Pantai Cenang, podobnie jak na każdej innej plaży pojawiają się też typowi przedstawiciele plażowiczów:
- cienioszukacze



- spacerowicze


- fani fitnesu


- pływający


Wszyscy oni sprawiają, że Pantai Cenang przypomina każdą inną plażę i pozwala nam poczuć się na niej, trochę jak w domu. W zasadzie nam, Polakom, jeszcze bardziej jak w domu. Skoro nawet Janusz z Grażyną tu dotarli. Przez cały dzień dyskutowaliśmy, co mogli do siebie mówić, stojąc w poniższej pozie. Ja obstawiam: Grażyna, i po co było tak daleko lecieć. Morze jak morze. Mokre i słone. Bałtyk też by się nadał.  A jak wy sądzicie?





Komentarze

Łączna liczba wyświetleń