Pattaya: plaże - naga prawda

Tajska miejscowość Pattaya słynie z wielu rzeczy. Jedni słysząc tę nazwę od razu zaczynają mówić o seksturystyce - to eufemizm, zwykle słyszy się określenia w stylu Sodoma i Gomora bądź też wielki burdel. Inni nazywają Pattayę kolejnym rosyjskim kurortem. "Wszyscy" powtarzają, że nie warto tu przyjeżdżać: ani to miejsce dla prawdziwych podróżników, ani dla zwykłych turystów. W którą stronę nie patrzeć w internecie można dość łatwo wysnuć wniosek - do Pattayi nie warto jechać i już. Z zasady lubię pogrzebać w necie i dokształcić się trochę na temat miejsca, które chciałabym obejrzeć, tym razem jednak po przejrzeniu wielu stron, forów i blogów uznałam, że wystarczy - koniecznie trzeba do Pattayi pojechać i zobaczyć tego diabła na żywo. W końcu Sodoma i Gomora już nie istnieją, skoro zatem to ich współczesna wersja, a ja jestem fanką historii... ;) Witajcie zatem w Pattayi :)


Jeśli mieliście nadzieję na dalsze pikantne wyznania w tym poście, to muszę was niestety zmartwić - nie ten artykuł, nie ten autor (jak się niedługo przekonacie). Ja dzisiaj chciałabym napisać kilka słów na temat często w ogóle w kontekście tego miejsca pomijany, mianowicie o plażach. Tak, w Pattayi są plaże, a nawet jeśli samo miasto zbyt wybitnych miejsc do poleżenia na piasku nie oferuje (Pantai Cenang na Langkawi to nie jest, ale tragicznie również nie), to tuż obok cudne miejsca już znaleźć można. Ale po kolei...

Pattaya City

Pattaya to miasto położone nad Zatoką Tajlandzką, zaledwie 120 km od Bangkoku. 30 km od miasta mieści się lotnisko U-Tapao, większość turystów jednak (a ich liczba przekracza rocznie spokojnie 6 mln osób) przylatuje do stolicy i przybywa do Pattayi autobusami lub busami. To co dzisiaj nazywamy powszechnie Pattaya, to de facto wielkie multimiasto złożone z mniejszych w tym Pattaya (w centrum), Jomtien (na południu) oraz Naklua (na północy). Są jednak tak ściśle połączone, że w zasadzie człowiek nie wie, kiedy przechodzi z jednego miasta do drugiego. W każdym z nich można znaleźć minimum jedną plażę i różnią się one dość mocno od siebie. Należy jednak podkreślić fakt, że na plażach w samym mieście woda jest dość mętna i nie zachwyca lazurowym kolorem. 

1. Naklua (Nakluea) Beach

Plaża położona najbardziej na północy, wśród strzelistych hoteli i niewielkich knajpek. Jest dość szeroka, z jasno określonymi kąpielowiskami (w Azji jest to szczególnie istotne, biorąc pod uwagę ilość różnych skuterków wodnych, bananów, motorówek, które beztrosko z zawrotną szybkością prują przez fale, a kierujący nimi w ogóle nie zwracają uwagi na osoby zażywające kąpieli). Co prawda poniższe zdjęcia tego zjawiska nie obrazują, ale wynika to jedynie z kiepskiej pogody w dniu naszej wycieczki na tę plażę. 
Przy tej plaży stoi sporo wysokich hoteli, które skutecznie odgradzają ją od samochodów i ulicznego hałasu. Idealnie nadaje się na wypoczynek z rodziną, przyjemną kąpiel czy też leniwe popołudnie na słońcu (koniecznie po posmarowaniu się odpowiednim filtrem!)


2. Pattaya Beach

Plaża położona w centrum multimiasta, wzdłuż niej biegnie ruchliwa droga, oddzielona jedynie chodnikiem. Sama plaża nie jest zbyt szeroka, ma jednak wyznaczone kąpieliska. Im dalej na północ, tym szersza, zaś przy samym Pattaya Walk jest naprawdę wąska. Nie będę ukrywać, naszym zdaniem jest mała i brzydka, nie warto się na nią wybierać.


3. Phra Tam Nak Beach

Dość spora, bardzo przyjemna plaża, oddzielona na znacznej swojej części od ruchu ulicznego przez hotele. Wzdłuż plaży prowadzi przyjemny deptak, rośnie sporo drzew (w tym iglastych), w których cieniu można się schronić. Jest ona umiejscowiona najbliżej naszego miejsca zamieszkania, w dzielnicy "rodzinnej", sporo tu hoteli, ale również  condo z apartamentami na krótko- i długoterminowy wynajem. Niedaleko plaży sklepy, w tym Tesco Lotus czy 7/11. 


4. Jomtien Beach

Kolejna plaża z gatunku można, ale nie trzeba. Wąska (miejscami bardzo wąska), tuż obok ruchliwej i głośnej drogi. Na niektórych odcinkach (tych szerszych) załadowana leżakami i parasolami do wynajęcia. Szczerze mówiąc nas nie zachwyciła.


Wyspa Koh Larn

40 minut promem (odchodzą średnio co godzinę lub częściej, w zależności od popytu, z przystani Bali Hai Pier, kosztują 30 bahtów za osobę w jedną stronę, bilety można kupić tuż przed wejściem na prom) od Pattayi mieści się bardzo interesująca wyspa Koh Larn. Ta niewielka wyspa nazywana jest również Koralową, ze względu na całkiem ładną rafę. Poza miejscami do oglądania podwodnej fauny i flory słynie również ze ślicznych plaż. Po wyspie można poruszać na cztery sposoby: wynająć skuter, wynająć taksówkę (w formie motocykla lub auta), transportem publicznym (trudno go odróżnić od taksówek, można się zatem nieźle zdziwić jeśli za przejazd, za który chcieliśmy zapłacić 30 bahtów, nagle musimy zapłacić 10 razy więcej). Ostatnim sposobem (z którego my zawsze korzystamy) są własne nogi, choć jest to opcja najbardziej czasochłonna i męcząca. 
Przejdźmy jednak do plaż. 

1. Naul Beach

Pierwsza z nich Naul Beach mieści się jakieś 2 km od wioski Na Ban, do której najczęściej przybija prom (można też wybrać prom bezpośrednio na jedną z plaż Tawaen Beach, wyruszają one z tej samej przystani w Pattayi). Trasa do niej wiedzie wzdłuż brzegu oraz wśród pagórków. Nie wymaga super kondycji, bo idzie się po płaskiej, asfaltowej drodze. Mijane widoki są sielsko ładne, wszędzie jest bardzo spokojnie. Sama plaża jest bardzo ładna, choć niewielka, położona w przyjemnej zatoczce. Cóż można rzec: cieplutka i czysta woda, dużo jasnego piasku, praktycznie pusta. Bardzo przyjemne miejsce na dłuższy relaks, zdecydowanie  polecam wszystkim. Przy plaży stoi restauracja, ale zupełnie to nie przeszkadza w kontemplowaniu uroków natury. Jedyny zgrzyt to wybudowana na środku zatoki kamienna platforma, ale o niej również można zapomnieć leżąc sobie w cieplutkiej wodzie. Ta plaża bywa nazywana Monkey Beach, my jednak nie widzieliśmy na niej ani jednej małpy. Na nasze szczęście oczywiście :)


2. Samae Beach

Około 4 km od plaży Naul Beach (ale także od przystani Na Ban), po przedostaniu się (podejście i zejście) przez sporą górkę można dotrzeć do plaży Samae Beach. Plaża większa niż poprzednio (około 500 m. długości), przy niej zaś sporo jadłodajni i hotelików, można również wypożyczyć różne sprzęty wodne, w tym wielkie koła ratunkowe w kształcie flaminga czy jednorożca. Można, ale nie jest to obowiązkowe ;)


3. Tien Beach

Kolejne 500 metrów drogą i dochodzimy na najfajniejszą (naszym zdaniem) plażę na całej wyspie. Plaża jest ciut mniejsza od poprzedniej, leży w zacisznej zatoczce, za nią zaś wznoszą się malowniczo góry.


Mieści się na niej kilka hoteli oraz jadłodajni, ale są jakoś tak sprytnie poupychane pod zielenią drzew, że nie psuje to widoku.  Na Tien Beach można wynająć sobie leżak z parasolem bądź też wykorzystać jako ochronę przed słońcem jedno z drzew. Ludzi jest sporo, ale miejsca starczy dla wszystkich. Trzeba tylko w wodzie uważać, żeby nie rozjechały nas jakieś jednorożce lub flamingi. Z drugiej strony ciekawie wyglądałoby zgłoszenie do ubezpieczyciela: zostałem potrącony w wodzie przez jednorożca... Tfu, tfu, odpukać w niemalowane drewno ;) Woda jest bardzo przejrzysta, krystalicznie czysta, mieniąca się tysiącami barw. 


4. Tawaen Beach

Hmm, tutaj pasowałoby napisać last but not least, ale szczerze mówiąc dla mnie całkiem least. Ogromna plaża, wzdłuż której ciągną się sklepiki, knajpy i hotele (jest nawet 7/11 i bankomat) oraz liczne (to słabe słowo w tym kontekście, ale lepszego nie znalazłam) parasole z leżakami. I turyści. Tłumy turystów. My byliśmy tam poza sezonem a i tak tłumy nas powaliły. Co tam się dzieje w sezonie, wolę chyba nie wiedzieć. 


Warto wspomnieć, że do tej plaży przybija część promów, można też nimi wracać. Na Tawaen Beach można dotrzeć bezpośrednio drogą przez góry z Tien Beach lub też z wioski Na Ban. Po lewej stronie od przystani mieści się malutka zatoczka i plaża o nazwie Sangman Beach, na której można posnorklować i pooglądać rafę, dostępną z brzegu. Nie jest ona może w najlepszym stanie, ale zwabia sporo kolorowych rybek, które są naprawdę prześliczne. Sama plaża jest niewielka, ale bardzo urokliwa, a rano dodatkowo całkiem pusta. Warto ją odwiedzić z całą pewnością.


Tajlandia plażami stoi. Niektóre są ładniejsze, inne brzydsze. Pattaya nie ma w tym temacie najlepszej opinii, może jednak nie do końca słusznie. W samym mieście na plażach woda jest (mętna, ale to ze względu na piaszczyste dno i fale), piasek przyjemny jest, pokąpać się można. Ok, nie zapewniają one może rajskich widoczków (po nie można skoczyć na wyspę Koh Larn), ale nie przesadzajmy, do kąpieli, opalania i odpoczynku nadadzą się świetnie. Są wersje brzydsze, są też piękne, wystarczy wybrać swoją. Albo wynająć sobie apartament w condo z basenem na dachu. To woda i to woda. Tylko gdzie ten piaseczek i fale....


Komentarze

Łączna liczba wyświetleń