20 razy "naj", czyli rok podróży w pigułce

I oto nadszedł ten wielki dzień. Dokładnie rok temu wsiadaliśmy w Warszawie do Boeinga 777 linii Emirates z biletem w jedną stronę oraz z nadzieją na niezapomniane wrażenia, choć tak naprawdę również z wymalowanym na naszych twarzach wielkim znakiem zapytania, jak te kolejne miesiące się nam w rzeczywistości ułożą. Nawet się nie obejrzeliśmy, jak z miesięcy zrobił się rok, który - z perspektywy dzisiejszego dnia - minął aż za szybko, a z "wycieczki" na Filipiny zrobiła się całkiem solidna podróż przez 10 krajów. O naszych bardzo osobistych wrażeniach napisaliśmy szerzej w postach z okazji 6 miesięcy wojaży (dla zainteresowanych treścią linki: Ola i Łukasz) i te przemyślenia się w ogóle nie zdezaktualizowały, jedynie wrażeń i doświadczeń przybyło.



Na rocznicę postanowiliśmy sięgnąć pamięcią do tych wszystkich "naj", z którymi zmierzyliśmy się podczas 366 dni (szczęściarze z nas, rok przestępny nam się trafił) podróży. Zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych, bo nasz blog nie jest folderem biura turystycznego, tylko zbiorem wszystkich naszych doświadczeń.



Najwyższy szczyt: Wulkan Bromo

Mówimy oczywiście o "zdobytym". Tuż za nim znajduje się australijska Góra Kościuszki. A spośród szczytów oglądanych z dołu najwyższa będzie Góra Kinabalu na Borneo, ponad 4 tys. m.n.p.m.



Najpiękniejsza plaża: Tanjung Rha (Langkawi, Malezja)

Piękne plaże (w niemal wszystkich krajach) możemy liczyć w dziesiątkach. Wszystkie, na których byliśmy, pewnie nawet w setkach. Królowa zaś może być tylko jedna :)



Najbrzydsze miasto: Dumaguete

Tu o palmę pierwszeństwa mogłoby się bić dużo prowincjonalnych miast praktycznie we wszystkich krajach Azji. Ale wyróżnienie przyznajemy filipińskiemu Dumaguete za tłok, hałas, wszechobecny chaos i smród spalin. Z dużych miast można byłoby jeszcze wspomnieć o lankijskim Kolombo, albo o Bangkoku, który (poza kilkoma fenomenalnymi miejscami) generalnie nie zachwyca

Najpiękniejszy zachód słońca: Gili Trawangan

Sporo było tych pięknych zachodów słońca, ale zgodnie wybieramy ten na Gili Trawangan. Ze słońcem chowającym się za najwyższym szczytem sąsiedniej wyspy Bali. Zdecydowanie nr 1. spośród wszystkich malowniczych zachodów słońca.



Najlepsza kuchnia: Tajlandia

Kuchnia tajska jest bardzo smaczna (prawdziwy mix przenikających się smaków, choć niekiedy może robi się ciut zbyt ostro), ale ciężko trafić na coś zupełnie niejadalnego.W ujęciu ogólnym wypada zdecydowanie najlepiej.



Najgorsze jedzenie: Filipiny

Słodko, słodko, trochę bez polotu, tak, żeby zapchać żołądek. To też oczywiście ujęcie ogólne, bo smaczne wyjątki się zdarzają. Ale dużo przestrzeni do postępu jest :) Szerzej temat potraktowaliśmy w tym miejscu



Najsmaczniejsze danie: 

Nie możemy się zdecydować co do tego "naj": Ola wybiera mussaman curry z kurczakiem serwowane na tajlandzkiej Koh Lancie, ewentualnie kurczaka z orzechami nerkowca w lokalnej knajpie na Koh Samui (też Tajlandia). Ja jako niezbyt wielki wielbiciel curry podpiszę się pod tym drugim daniem, ale dopiszę jeszcze danie firmowe w knajpie Harbour Cafe w malezyjskim Sandakan - absolutna uczta dla kubków smakowych. Wspomnijmy jeszcze o miejscu tuż za podium: własnoręcznie przyrządzony świąteczny śledzik w Kuala Lumpur to danie egzotyczne jak na azjatyckie warunki, ale warto było dla efektu (te polskie smaki...) za nim pobiegać



Największe zaskoczenie: Malezja

Do Malezji jechaliśmy za pierwszym razem z głowami pełnymi nieuzasadnionych stereotypów. Tymczasem piękno natury, różnorodność krajobrazu, przemili i przyjaźni ludzie, smaczna kuchnia - porwały nas bez reszty. Są oczywiście miejsca które podobają nam się bardziej i takie, które delikatnie mówiąc "nie zachwycają", ale Malezja stała się dla nas czymś na miarę "odkrycia" całej naszej wyprawy



Najmniejszy pokój: Hong Kong

Hong Kong jest kompaktowy i zatłoczony, więc pokoje hotelowe są również takie same (do tego dość drogie). Na 8 metrach kwadratowych mieszczą się łóżka dla trzech osób, a w obrys pokoju wpasowana jest jeszcze łazienka. Co za szczęście, że trafił nam się pokój trzyosobowy do wykorzystania przez dwie osoby. Mogliśmy sobie pobiegać wewnątrz ;)



Najbardziej wkurzające doświadczenie: Bycie traktowanym jak chodzący bankomat

Popełniliśmy kiedyś artykuł na ten temat dotyczący Indonezji, ale to nie odosobniony przypadek tego kraju. Co tu dużo mówić, turysta wszędzie będzie łatwym łupem. Trzeba się trochę pilnować, sprawdzać ceny, negocjować i co najważniejsze - nie dać się (zbyt często) robić w głupa. Pokusa do mniejszych lub większych oszustw i kłamstw może pojawić się praktycznie wszędzie

Najbardziej męcząca podróż: Bromo-Bali

Trochę z własnej głupoty (albo chytrości), trochę z powodu braku zaufania do naganiaczy, trochę z przyczyn niezależnych (korki) - podróż wydłużyła nam się do ponad 20 godzin. A jeśli dodamy do tego lokalny autobus z pięcioma miejscami w rzędzie podczas nocnego przejazdu i koczowanie przez 5 godzin na paskudnym dworcu autobusowym to miano najgorszej podróży będzie w pełni zasłużone



Najdziwniejszy środek transportu: 

Jakoś nie możemy się zdecydować, czy to tricykl z biblijnymi cytatami lub kolorowy jeepney na Filipinach, podmiejski pociąg na Sri Lance z ludźmi uczepionymi każdej poręczy, czy też bemo w Indonezji (głównie ze względu na podróżującą na pace kozę, schowaną pomiędzy workami ryżu). Ale nie ma się co czepiać: grunt, że każdy z nich dojeżdża na miejsce, jest tani i oferuje naprawdę lokalny koloryt


Najlepsze mieszkanie: 

Tutaj brak wyraźnego zwycięzcy. Musielibyśmy wprowadzić subkategorie. Ze względu na atmosferę Casa Weranda na filipińskiej Siquijor, ze względu na komfort przestrzenny apartament na Panglao lub dom na Lomboku - cały dla nas :)



Najbardziej znienawidzone pytanie: "Where are you going?"

Przy pierwszym takim pytaniu od miejscowych w ciągu dnia odpowiadam z uśmiechem. Przy piątym po prostu odpowiadam. Przy dziesiątym się nie odzywam. Przy dwudziestym mamroczę pod nosem: "none of your f***ing business". Jak kiedyś dojdziemy do pięćsetnego to przysięgam, poleje się krew.

Najzimniejsza noc: góry w Australii

Przyznajemy się, nie mieliśmy bladego pojęcia, że w środku lata w Australii możemy natknąć się na temperatury rzędu 8-12 stopni nad ranem. A zdarzyło się, i to ze trzy razy. Dobrze, że te poświęcenia okazały się warte atrakcji i widoków podziwianych w okolicy, chociaż szok termiczny (po kilkumiesięcznym pobycie w Azji) był naprawdę duży



Największy upał: Filipiny

Temperatury w szczycie pory suchej na Filipinach dały nam ostro w kość. Praktycznie stała temperatura przez całą dobę (w cieniu), a w ciągu dnia, w pełnym słońcu, upały trudne do wytrzymania. Ale to była dobra szkoła przetrwania na początek pobytu w Azji i sposób na przyzwyczajenie się do wielkiej sauny. Temperatura, którą mamy teraz na Borneo, też nie jest łatwa do wytrzymania. Wiatrak nad głową nie daje chłodnego powiewu, czujemy się raczej jak sztuka mięsa w piekarniku z termoobiegiem.

Największa jaszczurka: Stefan

Stefana poznaliśmy przed drzwiami naszego pokoju na Langkawi. Od tamtej pory spotkaliśmy wielu jego kuzynów o podobnych gabarytach, ale jednak te 2 metry Stefana pozostają (przynajmniej do tej pory) rekordem



Najbrzydsze zwierzę: Brodata świnia (Borneo)

Rany, co za paskudztwo. Zwieszony łeb, nieogolony ryj, dzikość w małych, świńskich oczkach. Żyje głównie w gęstej dżungli. I wiecie co? Dla dobra świata niech raczej z niej nie wychodzi :)



Najsympatyczniejsze zwierzę: Koala

Pewnie dlatego, że takie "egzotyczne", milusie w dotyku i jeszcze mogliśmy wziąć je na ręce. Ale musimy też wspomnieć o kangurkach (za którymi z desperacją rozglądaliśmy się przemierzając australijski busz bojąc się, że żadnego nie zobaczymy na własne oczy) i wyrakach filipińskich z tymi szeroko otwartymi ze zdziwienia ("to naprawdę człowieki tam z tymi długaśnymi obiektywami, jak słowo daję") oczami



Największe rozczarowanie: historyczne dziedzictwo Sri Lanki

Chyba po prostu oczekiwaliśmy czegoś innego. W porównaniu do zabytków w innych krajach, te lankijskie wypadły dość słabo (a na pewno bardzo drogo). Gdybym jeszcze raz miał planować wyjazd do Sri Lanki, to ograniczyłbym się do rewelacyjnych gór z plantacjami herbaty i pięknych plaż ciągnących się na południu. Reszta to tylko, jak ktoś naprawdę musi...





Pewnie moglibyśmy mnożyć te wszystkie "naje" w nieskończoność, ale po pierwsze nie jesteśmy Pudelkiem albo Plotkiem (wiecie, slide show byśmy dla podniesienia klikalności zrobili), a poza tym musimy zostawić sobie coś na drugą rocznicę naszego wyjazdu ;) 

A na koniec czytelny dowód na to, że człowiek może wyjść z korpo, ale korpo z człowieka nie wyjdzie :D Zatem garść statystyk dotyczących naszej podróży (zatwardziali fani korporaportów niech łaskawie wybaczą, że bez kolorowych wykresów, ale... wolałem poleżeć na plaży zamiast bawić się Excelem)



  • 366 dni w podróży, z czego większość słoneczna :)
  • 22 starty i 22 lądowania (to drugie jest w sumie oczywiste skoro piszę te słowa)
  • 52.000 km spędzonych w powietrzu. To tak, jakbyśmy okrążyli równik i jeszcze prawie 1/3 jego długości. Wolę nie liczyć godzin spędzonych w samolotach
  • 16.000 km pokonanych na lądach (autobusy, pociągi, minibusy itp.) i morzach (promy)
  • 10 odwiedzonych krajów (regionów autonomicznych itp. - nie bawimy się podczas podróży w wielką politykę, więc proszę mnie nie łapać za słówka)
  • 92 posty na naszym blogu, lepsze lub gorsze, ale w 100% szczere; prawie 30 tysięcy odsłon naszej twórczości
  • miliony cudownych wspomnień
  • kilka dni podłego humoru
  • x kilogramów obywatela z wyższym wykształceniem mniej :)

Na tym poprzestaniemy, bo nadmierne wzruszenie może spowodować zalanie klawiatury w laptopie, a i tak już sporo ten sprzęt przeszedł... Poza tym słyszę już strzelające korki od szampana, więc czas, by uczcić naszą rocznicę tradycyjnie, po polsku.

Dziękujemy, że jesteście z nami!!!


Komentarze

  1. Super ;-) jesteście naprawdę wielcy... I nie o wzrost tutaj chodzi:-) szampany się poleja. Czekamy na Was w kraju, jesteście tutaj potrzebni, bardzo potrzebni... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że niby mały mamy wzrost. No niech to licho, jak nie urok to... ;) Jak teraz zacznie się mrozić ten szampan, to do naszego powrotu ma szansę zmienić stan skupienia, więc może niech jeszcze w szafce stoi ;) Jeszcze kawałek przed nami ;)

      Usuń
  2. Byłem z Wami, prawie od początku. Teraz zdobyłem się na wpis,bo już wracacie.Zwiedziliście kawał świata,gratuluje wytrwania i odwagi.Wasze opisy zdarzeń+fotografie zrobiły na mnie spore wrażenie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, że do nas zaglądasz i fajnie, że podoba Ci się nasza radosna twórczość :) To miłe wiedzieć, że blog jest nie tylko miłą pamiątką dla nas :) No i jako stały gość na naszej stronie będziesz miał szansę dowiedzieć się jako pierwszy, co planujemy dalej: od najbliższej soboty będziemy na indonezyjskiej wyspie Flores. Coś, co dawno chodziło nam po głowie, ale nie udało się tego zrealizować na jesieni ze względu na maksymalną dozwoloną długość pobytu. Pozdrawiamy!

      Usuń
  3. Imponująca ilość informacji, zachód słońca cudny jak z obrazka:) Rok minął jak z bicza trzasł, no i może czas wracać do kraju? Sporo tych państw zwiedziliście. Blog super, pełen dobrych rad, fotek i propozycji miejsc do zwiedzania. Niesamowite zwierzęta( milusie koala), egzotyczne jedzonko. Szkoda,ze nie możecie przesłać zapachów i smaków. No dobra.. może bez swojskiego zapaszku spalin i tłumu przepoconego tłumu;) Czekamy z niecierpliwością na książkę. I okrutnie tęsknimy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też tęsknimy :) Trzeba będzie w końcu jakiś urlop w Polsce zaplanować... Ale pod warunkiem, że dostaniemy chleb baltonowski, twarożek ze szczypiorkiem i rzodkiewką, dużo żółtego sera (może być nawet gouda) i dwa talerze szczawiówki na głowę. Umowa stoi? ;)

      Usuń
  4. Szczawik jest już świeżutki, urósł w ekologicznym miejscu i do tego jajka z wiejskiego chowu. Czekamy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń