Najwspanialsza twierdza w Radżastanie: Mehrangarh w Dźodhpurze

Przeczytałam kiedyś w powieści historię Hindusek, które po śmierci swojego męża zdecydowały się na samospalenie żywcem. Ten rytuał nazywa się sati i jest jednym z wielu, na które Europejczycy (szczególnie Brytyjczycy) mieszkający przez wieki w Indiach patrzyli z niedowierzaniem i obrzydzeniem. Od blisko 30 lat rytuał ten jest zakazany, nadal jednak żyje w pamięci tych, którzy widzieli takie zdarzenia. Wpisał się również bardzo mocno w historię Dźodhpuru, kolejnego miasta na naszej trasie. W roku 1843 bowiem, kiedy zmarł władca Dźodhpuru Maharadża Man Singh sześć jego małżonek dokonało sati na dziedzińcu twierdzy Mehrangarh. Ich odbite dłonie do dziś można oglądać na drzwiach jednej z bram potężnej budowli. Witajcie w Dźodhpurze.


Historia tego miasta jest niezwykła, pełna gorących romansów, krwawych bitew i bohaterskich czynów. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą z V wieku, kiedy to po upadku królestwa Guptów i najazdach Hunów radźpucki klan Gurdziarów tutaj właśnie postanowił założyć stolicę swojego państwa. Kolejne informacje pojawiają się w XV wieku, kiedy władcami miasta stali się przedstawiciele rodu Rathorów. Ich rządy trwały aż do XX wieku. Co ciekawe władcy Marwaru (tak wówczas nazywało się tutejsze królestwo) świetnie dogadywali się z Wielkimi Mogołami, a nawet łączyli się z nimi w ramach sojuszy czy małżeństw. Księżniczka z Marwaru była między innymi matką słynnego cesarza Szachdżachana, budowniczego Taj Mahal. W 1947 królestwo Marwaru zostało dołączone do niepodległych Indii, jednak rod Rathore zachował prawo własności wielu twierdz oraz pałaców, za swoją najważniejszą siedzibę uważając obecnie Umaid Bhavan.

Zanim jednak zanurzymy się w opisy najciekawszych miejsc w Dźodhpurze, pozwólcie, że opowiem trochę o samym mieście. Nie powala. Naprawdę. Słynny Dźodhpur zwany niebieskim miastem jest po prostu kolejnym azjatyckim średnio-ładnym miejscem. Za to nadzwyczaj brudnym. Ale ma kilka dużych plusów. Po pierwsze miejsca historyczne (wspaniałe wręcz), po drugie jedzenie (mniam!). I.... to chyba tyle. No może jeszcze kilka sklepików, malowniczych uliczek. Wielbłądy ciągnące wozy. Ot, takie ciekawostki.



Niebieskie domy to, jak wspomniałam wyżej, dla mnie dmuchanie krokodyla (po wyjaśnienie wyrażenia odsyłam tutaj). Ot, kilka rozpadających się niestety domków obok cudnej twierdzy, maźniętych na niebiesko. Naprawdę nic specjalnego.


Znajdują się po drugiej strony góry z fortem w stosunku do słynnej wieży zegarowej. Wieża zegarowa swoją drogą też niczym ciekawym nie jest, za to otacza ją targowisko, na którym wszystko można znaleźć. Między innymi przepyszne dania takie jak na poniższych zdjęciach. Nie mam pojęcia jak to się nazywa, ale jest przepyszne. Można je kupić tutaj


 Tuż obok sprzedają przepyszne lassi, szczególnie polecamy to z szafranem. Ale to jeszcze nic. Bo najpyszniejsze lassi w całych Indiach (a przynajmniej z tych, które próbowaliśmy, nazywa się Makhaniya Lassi) wypiliśmy właśnie w tym mieście. Dokładnie tutaj, po drugiej stronie od wieży zegarowej w Shri Mishrilal Hotel, lokalik umieszczony jest na zewnątrz bramy z targu.


 Jest to najpyszniejsze lassi świata i warte całej podróży. Naprawdę. Ambrozja przy tym to jakaś zwykła psiara jak mawiali w Seksmisji.

Na samym targu i poza nim jest mnóstwo miejsc, gdzie można przepysznie coś zjeść. Polecę jeszcze może najsłynniejszą knajpkę z jajami. Tak, nie mylicie się - poznajcie przepyszną omletownię. Przeczytaliśmy o niej w necie (ponoć jest też wzmianka w przewodniku Lonely Planet), wybierając się zatem na śniadanie obawialiśmy się jak teraz może wyglądać (skoro taka sławna). Okazało się, że nadal jest to generalnie sklep z szydłem i powidłem, w którym przyrządzane są pyszne kanapki z omletem w różnej wersji. Przetestowaliśmy różne i wszystkie były przepyszne, a ceny minimalne. Siedzi się na zydelku przy jakimś kawałku drewna, który imituje stół. Zydelki dostawiane są w miarę jak pojawiają się chętni (głównie turyści). Można też zamówić coś do picia, ciepłą kawę i herbatę donoszą z knajpki obok :) Zachęcamy do odwiedzenia:) Tutaj.



 W zimne wieczory zaś warto wybrać się do knajpki dosłownie po drugiej stronie ulicy od Omlette Shop (z tego miejsca Omlette Shop przynosi kawę i herbatę jak się u nich zamówi). Wystawiają tam wówczas wielki gar z gorącym mlekiem z dodatkami. Nie wiem jakie przyprawy w tym pływają, ale całość jest przepyszna i mocno rozgrzewająca. Polecamy :)


A zimno bywa bardzo, oj zimno. Szczerze mówiąc byliśmy na to kompletnie nieprzygotowani. No błagam, komu się Indie z zimnicą kojarzą? Nie sprawdziliśmy tego, przyznaję. Dopiero tuż przed przelotem na północ rzuciliśmy okiem na pogodę i nagle okazało się, że w dzień temperatura fruwa od 15 do 30, a w nocy spada do 10. Ok, mieliśmy ze sobą trochę ciuchów po Australii i Himalajach, ale bez przesady. Zresztą część w Australii osobiście wyrzuciłam, bo uznałam, że się nie przydadzą. No cóż...
Trzeba było zatem przywitać się ze skarpetkami (świetnie pasują do japonek), długimi spodniami i bluzami. Na szczęście do czapek uszanek nie dotarliśmy. Choć raz byłam blisko ;)

Skoro już jesteśmy w okolicy wieży zegarowej, to warto i jej zdjęcie wraz z otoczeniem wrzucić. Zatem tadam... słynna wieża i jej okolice 🙆

Wieża najlepiej wygląda wieczorem:

I może taki obraz zachowajmy wszyscy w pamięci. Szczególnie, że to nie ona i jej okolice są największymi atrakcjami miasta. Gotowi? Czas zobaczyć te najpiękniejsze miejsca. Poniżej trzy najważniejsze z naszą oceną. Wyjątkowo zaczniemy od najmniej ciekawego:)

3. Pałac Umaid Bhawan

Bajkowy pałac Umaid Bhawan został wybudowany dla rodziny królewskiej w latach 1929-1943. Jest to obecnie jedna z największych prywatnych rezydencji na świecie. Dość niecodzienne jest również to, że jest podzielona na trzy części: prywatną (mieszka w niej rodzina Maharadży), hotel (bardzo luksusowy) oraz muzeum.


My mieliśmy okazję zwiedzić część muzealną. Koszt biletu to 100 rupii za osobę. I jest to dobrze wydane 100 rupii.

W ramach muzeum można przejść się przez kilka sal, obejrzeć oryginalne zdobienia i obrazy. Co ciekawe głównym twórcą większości zdobień i obrazów jest Polak Stefan Norblin. Mieszkał on w Dżhodhpurze w latach 1943-1947 (razem z całą swoją rodziną), a jego rola w uatrakcyjnieniu pałacu jest podkreślana na każdym kroku. Co ciekawe prace konserwatorskie prac Norblina na początku XXI wieku również prowadzili Polacy.Nasi rodacy są tu wyjątkowo poważani, a zasługi Norblina są podkreślane w pałacu na każdym kroku.



2. Cetonaf Dźaswant Thada

Czym jest cetonaf? Ni mniej ni więcej tylko mauzoleum, grobowiec.

Należy do rodziny maharadżów Dżadhpuru, a wybudował go w 1899 roku Maharadża Sardar Singh dla swojego ojca.


Dodatkowo mauzoleum pełni rolę miejsca pochówku dla innych członków rodu (groby umieszczone są w ogrodzie po lewej stronie). Cetonaf zbudowany jest z marmuru, wygląda trochę jak malutki Taj Mahal.


Mieści się na wzgórzu nad miastem, niedaleko twierdzy Mehrangarh. Otoczony jest pięknymi ogrodami oraz jeziorkiem. Przepiękne, spokojne miejsce, gdzie można przyjść i podumać nad kruchością życia ludzkiego.


Bilet kosztuje 50 rupii od osoby.

1. Twierdza Mehrangarh

No i oto dotarliśmy do największej atrakcji tego uroczego miasta -twierdzy Mehrangarh. Góruje ona nad miastem, zachwycając już z tej perspektywy.


Fort jest jednym z największych w Indiach. Został wybudowany w połowie XV w. przez Rao Jodha. Grube i rozległe mury kryją w sobie wiele tajemnic, liczne pałace oraz przepiękne ogrody. Fort był wielokrotnie atakowany, do dzisiaj na bramach widać ślady kul.


Historia twierdzy jest bardzo krwawa i pełna bohaterskich czynów. Zainteresowanych odsyłam do internetu oraz do samej twierdzy. Nie ma nic ciekawszego niż przechadzanie się po forcie i wysłuchiwanie fascynujących historii.

Bilet kosztuje 600 rupii od osoby i w tej cenie zawiera się również wypożyczenie elektronicznego przewodnika. Generalnie nie jestem zwykle zwolenniczką takich urządzeń, wolę sama zwiedzać i doczytywać informacje.


Ale w tym przypadku muszę przyznać, że jest to świetnie przygotowane "słuchowisko". Nie tylko pojawia się sporo informacji o historii twierdzy, ale również o architekturze czy też osobiste wspomnienia o twierdzy, opowiadane przez członków rodziny Maharadży.


Poza pałacami, licznymi nadal umeblowanymi salami w twierdzy można obejrzeć stare palankiny, ubrania oraz broń. Do tego dochodzą przepiękne ogrody, w których można się zgubić. Taki mały raj. Nie my pierwsi jednak doszliśmy do tego wniosku. Swego czasu z podobnym zachwytem przechadzał się po tutejszych komnatach Rudyard Kipling. Ponoć jego zdaniem twierdza "jest jednym z najwspanialszych miejsc w Indiach. Stworzona przez anioły, wróżki i gigantów". Piękne podsumowanie i nader adekwatne :)


Mimo przecudnych zabytków kilka dni w tym "uroczym" mieście potrafi nieźle zmęczyć. Na szczęście zgodnie z naszym planem przenieśliśmy się do naszego ostatniego punktu w Radżastanie czyli Udaipuru.

Ale to już temat na kolejny post :)

Informacje praktycznie:

Za przejazd z Jaipuru do Dżodhpuru (leżanki, autobus poranny) zapłaciliśmy 1064 rupie za dwie osoby. 

Komentarze

Łączna liczba wyświetleń